piątek, 28 lutego 2014

Od Jacka C.D Renesmee

Z apetytem zjadłem śniadanie kiedy Roki i Ness rozmawiali o 'interesach" , muszę wysłać Clary na naukę gotowania do Geslerr , może się czegoś nauczy. Chociaż na wet ona nie da rady , takiego beztalencia w kwestii gotowania to ja jeszcze nie widziałem.
-Może Clary wpadła by do nas na naukę gotowania ? - zwrócił się do mnie Patric. - Nie musiałbyś głodować. - dodał z rozbawieniem , zmrużyłem tylko powieki. To nie było zabawne że głodowałem.
Ale ja swoje wiem w końcu weźmie mnie do sklepu a ja wezmę 20 kg. karmy albo 30 kg wszystko jedno byle było dużo.
-W sumie czemu miałby na przyjść ? - zagadnęła Ness pogodnie.
-Szkoda cennego czasu Patricka. - stwierdziłem odsuwając łapą miskę.
-No chyba nie jest tak źle jak mówisz. - Rory był szaleńcem , więc nie dziwmy się jego odpowiedzią.
-Otóż cię zaskoczę : Jest. - powiedziałem pewnie.
-Clary umie pisać i robić ładne zdjęcia ale gotować to ona nie potrafi. -poparła mnie siostra.
-No jak tam sądzisz. - wzruszył ramionami.
-Idziemy na plażę ? - spytałem od niechcenia. Ness od razu poderwała się z miejsca.
-Pytanie !
-Ja zostaję. - oznajmił Rory to mówiąc zniknął w kuchni baru. Spojrzeliśmy po sobie i ruszyliśmy na plażę. Było ciepło - jak zwykle - więc szliśmy brzegiem a nasze łapy moczyła woda morska.
-Sfora się rozwija. - zaczęła Ness nie kryjąc zadowolenia.
-Mhm..-mruknąłem. - Dużo się dzieje i bardzo szybko się dzieje. - dodałem krzywiąc się z lekka.
-No to też. - pokiwała głową patrząc na ludzi którzy grali w siatkę.
-I jak zdążyłaś kogoś wyrwać ? - spytałem nie kryjąc rozbawienia a kiedy spiorunowała mnie spojrzeniem wybuchłem gromkim śmiechem.

(Renesmee ? :3 )

Od Gold'a C.D Renesmee

Przekrzywiłem łeb zastanawiając się.
-No...Nie. - powiedziałem po chwili
Patrzyłem na Ness w bezruchu.
- To idziemy? - spytała ponownie
Stąpała z łapy na łapę. Wydawała się być gotowa przebiec pół świata.
- Gdzie? - powiedziałem
Suczka machnęła głową i odbiegła.
- No dalej, chodź. Szybko! - krzyknęła z oddali
Biegłem za nią jak oszalały. Po minucie ją dogoniłem.
< Nessie?>

Od Yoshi C.D Naix'a

 Pokiwałam głową ze zrozumieniem i ponownie się do niego zwróciłam
- A co z karmą?
- Musimy ją zdobywać. Jest to ryzykowne, ale warto - odparł idąc dalej
Spuściłam nieco łeb popadając w zamyślenie
- A gdybym tak przyniosła wam karmę? Mam w domu tego dużo, a patrząc na to ile was tu jest wydaje mi się, że nie oddanie wam jej było by prawdziwym skąpstwem, bo wam jest ona o wiele bardziej potrzebna - zaproponowałam cicho aczkolwiek pewnie
< Naix?>

Od Naix'a C.D Yoshi

- Przy staruszkach też, by się przydało. - wypaliłem bez zastanowienia.
- Co? - spytała.
- No, bo. - zawahałem się po czym delikatnie uśmiechnąłem. - Mamy tu też kilka innych przybłęd.
- Naprawdę? - zaciekawiła się.
- Mhm. - potwierdziłem. - Dość silnie rozbudowani jesteśmy, mało osób chce być zamkniętych w schronisku.
Pokazałem znak strażnikom, uważając, by suczka go nie zobaczyła. Jeszcze jestem ostrożny.
< Yoshi? >

Od Yoshi C.D Naixa

 Podeszłam do niego i pozwoliłam mu się o mnie lekko oprzeć.
- Co Ci jest? - spytałam zaniepokojona
- Nic, to tylko łapa zaraz przejdzie - odparł kręcąc głową
- No dobrze - mruknęłam i powoli szliśmy dalej
Już po chwili Naix zaczął iść normalnie przestając korzystać z mojej pomocy.
- Czyli mam Ci pomóc przy szczeniakach? - spytałam patrząc na niego uważnie
< Naix?>

Od Naix'a C.D Yoshi

- Jak? - spytałem, zaciekawiony.
- Tarasem. - odparła z uśmiechem i merdnięciem ogonka.
Spodobało jej się. Na tą myśl odwzajemniłem gest i ruszyłem w stronę naszego celu. Szliśmy tą samą drogą co wczoraj, tylko nieco szybszym tempem tak, więc niedługo potem miałem do pokonania przeszkodę, a potem tylko otworzyć parę drzwi. Spojrzałem na mur, naprężyłem mięśnie i po jednym mocnym wybiciu byłem już po drugiej stronie. Jednak po zgrabnym wylądowaniu poczułem ból i omal co się nie wywróciłem. Łapa znów się odezwała. Powolnym ruchem doczłapałem się do drzwi i otworzyłem je. Jednak nie udawało mi się długo tego maskować i w końcu Yoshi zapytała:
- Co Ci się stało?
Spróbowałem machnąć łapą w starym zwyczaju, ale wyszło tylko tyle, że wywaliłem się na bok. Z trudem ponownie udało mi się stanąć na łapy.
< Yoshi? Nie chciało mi się kończyć XD >

 

Od Yoshi C.D Naixa

Obudziły mnie jasne promienie słońca rażące mnie w oczy. Uniosłam lekko łeb sprawdzając czy Katniss śpi i gdy upewniłam się, że dalej jest wciągnięta przez błogi sen zeskoczyłam z łóżka. Po cichu zeszłam na dół i rozejrzałam się w poszukiwaniu drogi ucieczki, jeśli można to tak nazwać. Na moje nieszczęście nie miałyśmy drzwiczek dla psa, ale za to miałyśmy taras. Podeszłam do szklanych drzwi prowadzących na zacienione podwyższenie. Przesunęłam coś w rodzaju klamki pyskiem i popchnęłam drzwi. Otworzyły się bez problemu dzięki czemu mogłam szybko wyjść. Przymknęłam za sobą drzwiczki mając nadzieje, że żaden złodziej nie skorzysta z tego iż są otwarte i pobiegłam do parku. Naix już najwyraźniej czekał bo zauważyłam go czekającego na brzegu stawu.
- Mówiłam, że mi się uda - powiedziałam podchodząc do niego
< Naix?>



Od Naixa C.D Yoshi

 Zadowolony ruszyłem w swoją stronę. Ściśle rzecz ujmując - prawie w moją stronę. Musiałem po drodze załatwić jeszcze jedną sprawę. Kończyło się żarcie dla psów i musiałem coś z tym zrobić. Miałem umowę z pewnym stadkiem kawek, że ja karmie je, one karmią mnie. To znaczy ja załatwiałem im chleb co było dla mnie banałem, a one podkradają dla mnie karmę. Ofiarami byli ludzie z otwartymi oknami. Przez nie ptaki dostawały się do środka, a potem wspólnymi siłami wyciągały jedzenie. Zdarzały się też przypadki, że jeśli owy człowiek miał gadającego ptaka to dało się z nim porozumieć i stawał się stałym dostawcą, ale to rzadko spotykane raczej.
- Gotowy? - spytał Kain, przywódca stada.
Skinąłem łbem.
- To wkraczamy.
Ledwo powstrzymałem się od wywijania moimi paczadłami. Ptak uważał się za tajnego agenta, czy coś podobnego. Na szczęście szybko załatwiliśmy sprawę i nie musiałem słuchać jego krakania.

~~ Następnego dnia ~~

Obudziłem się i zauważyłem, że przybył nowy człowiek. Młody człowiek. Wydawała się jakiś dziwny i w miarę normalny, ale postanowiłem go zignorować. Przynajmniej na razie. Teraz miałem inną robotę. Pobiegłem w wyznaczone miejsce.
< Yoshi? Pisze na szybko ._. >

 

Od Yoshi C.D Naix

 Uśmiechnęłam się. Skutki mojej ucieczki mogą być nieciekawe, ale nie obchodziło mnie to.
- To może jakoś rano bo lepiej by było dla mnie gdyby Katniss jeszcze spała - zauważyłam idąc w stronę parku razem z Naix'em
- Ok, mi to nawet odpowiada bo od rana łapy będą pełne roboty - odparł kiwając głową z lekkim uśmiechem
- Nie wątpię - powiedziałam cicho i przeskoczyłam przez ogrodzenie parku
Jeszcze kawałek Naix mi towarzyszył i kiedy już Katniss była w zasięgu moje wzroku zwróciłam się do niego.
- Dzięki, że pokazałeś mi to miejsce i do jutra - pożegnałam go i pod wpływem impulsu przytuliłam szybko by po chwili odbiec do mojej właścicielki
- Yoshi! Gdzie ty byłaś? - spytała od razu gdy tylko mnie zauważyła
Spojrzałam na nią przepraszająco, a ona uśmiechnęła się lekko i podrapała mnie za uchem
- Wiesz, że nie umiem się na ciebie długo gniewać - odezwała się czule i przypięła mi smycz do obroży
Szczeknęłam radośnie i ostatni raz oglądając się za siebie ruszyłam u jej boku do domu

 (Naix ? )

czwartek, 27 lutego 2014

Od Naix'a C.D. Yoshi

- Przyda się każda pomoc. - wyszczerzyłem się radośnie. - Ale Twoja właścicielka...
- Mogłabym zrobić tak jak dziś.
- Katness...
- Katniss. - poprawiła odruchowo.
Machnąłem łapą.
- Ona raczej wzmocni straż, że tak powiem.
- Nie wierzysz w moje zdolności? - uśmiechnęła się.
- Zaskocz mnie.
- To gdzie i kiedy się spotykamy?
- Tak jak dzisiaj?
- Może nie koniecznie na środku stawu?
- No. - zaśmiałem się. - Ewentualnie może być obok.

< Yoshi? Nie chciało mi się rozpisywać, więc sam dialog ._. >

Od Naix'a C.D. Lawliet

- Sam nie wiem. - wzruszyłem ramionami. - Ale moim zdaniem tajemnice tego świata powinny nimi pozostać. Inaczej tracą cały urok. - wyszczerzyłem się.
- Racja. - westchnęła.
Nie wiadomo czemu zacząłem dyszeć. Lekko speszony, szybko kłabnąłem gębą w celu zamknięcia jej i spojrzałem pod łapy, gdzie leżał przedmiot nagrzewający moją skórę do zbyt wysokich temperatur - koc. Zszedłem z niego i już otwierałem pysk, by wziąść go, zniszczyć, podrzeć owładnięty niewiadomo skąd przybyłą złością kiedy sobie coś uświadomiłem. Moje rozwarte szczęki zamarły w połowie drogi do "okropnej "rzeczy i zaczęły poruszać się w rytm słów:
- To Twój?
Skinęła pyskiem, a ja uświadomiłem sobie, że ponownie zrobiłem z siebie głupka.
- Przepraszam. - wypaliłem. - Szybciej robie niż myśle.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi zaś ja przysunąłem koc do niej i zaprosiłem ruchem łapy:
- Powinnaś już iść spać.
- Wcześnie jest. - spojrzała na okno.
- A zamierzasz coś innego robić? Ja się już zmywam. - uśmiechnąłem się. - Papatki.
Wykonałem obrót i uniosłem łapę, by wykonać krok kiedy suczka się odezwała...

< Lawliet? >

Od Naix'a C.D. Yoshi

- Musiałem sprawdzić jak się sprawy mają. - uśmiechnąłem się. - Żarłeko, miejsce do spania i opiekunowie sami się nie pojawiają.
Skinęła pyskiem, a ja pokazałem wyjście. Zanim odwróciła wzrok udało mi się wychwycić smętne spojrzenie na szczeniaki. Najwidoczniej spodobało jej się tutaj. Niestety nie wszystko było takie wesołe jak tu, inne psy chorowały i umierały zaledwie kilka pomieszczeń dalej. Zazwyczaj zdobywaliśmy jakoś leki lub ryzykowaliśmy wyjściem na dwór i czekaniem, aż ktoś weźmie biednego pieska, ale nie zawsze się udawało.
- Co porabiasz jutro? - niespodziewanie zadała mi suczka pytanie.
- Mam dyżur.
- Tutaj?
- Tak. Te małe potworki będą mnie dręczyć cały dzień. - wyszczerzyłem się, wskazując drzwi. - A Ty?

< Yoshi? >

Od Yoshi Cd Naix

Najwyraźniej wszystkie psy z ulicy były dla siebie rodziną...Szczeniaki plątały mi się pod nogami co odrobinę mnie irytowało, ale jedno musiałam przyznać, słodkie to one były. Przyjrzałam się im ostatni raz z lekkim uśmiechem i ruszyłam za Naix'em.
- Nie wiedziałam, że takie miejsce istnieje, ale...nie boisz się, że na przykład wydam was przy prowadzając do tego miejsca ludzi? - spytałam niepewnie
Jego odpowiedź mnie ciekawiła, bo znam mnie niedługo i nie znał mnie tak naprawdę, a może sprawiam wrażenie psa, któremu można zaufać. Jeśli tak, to chyba jestem psem, którego zasada ,,Nie oceniaj książki po okładce" nie obowiązuje
<Naix? Staram się rozpisać, ale nie idzie mi .-.>

Od Lawliet C.D. Angel

Zaspana ledwo zdążyłam się zorientować gdzie jestem. Gdy ujrzałam przed sobą obcego psa rzucającego w moją stronę masę pytań, westchnęłam ciężko i usiadłam, by uporządkować miliony myśli chodzących mi po głowie.
- Jestem Lawliet – zaczęłam ze stoickim spokojem. – I nie, nie jestem miłośniczką marchewek. Prawdę mówiąc, nigdy ich nie jadłam i raczej nie mam zamiaru spróbować.
Suczka wydała się nieco zawiedziona moją odpowiedzią, ale cóż mogłam poradzić na mój psi gust. Takie już miał przyzwyczajenia i koniec.
- Co tutaj robisz? – zapytała znów merdając radośnie ogonem.
Od razu wiedziałam, że mam do czynienia z najbardziej wesołym i przepełnionym energią psem, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Prawdę nie mówiąc nie było w tym nic złego. Uznałam nawet, że taka porządna dawka optymizmu dobrze na mnie zrobi.
Kolejnym moim rozmyślaniem była odpowiednia odpowiedź. Nie lubiłam zwierzać się nieznajomym, a stojąca przede mną sunia wydawała się niezwykle ciekawska oraz dociekliwa. Emanująca od niej energia aż zachęcała, aby powiedzieć jej wszystko od ‘a’ do ‘z’, ale jak to ja, zawsze zachowywałam zdrowy rozsądek oraz świadomość w takich sytuacjach.
- Przed chwilą wstałam, jestem głodna i mam zamiar znaleźć coś do jedzenia – odparłam obojętnym tonem.
- Znam ciekawe miejsce, gdzie można znaleźć coś do jedzenia – uśmiechnęła się tak szeroko, jak nikt inny kogo znałam.
- Nie, dzięki – mruknęłam. – Mam swoje miejsca, w których jadam.
Potem powoli skierowałam się ku restauracji, w której pracował zaprzyjaźniony ze mną chłopak. Zawsze dawał mi coś do przekąszenia ze spiżarni. Co prawda nie były to jakieś ogromne ilości jedzenia, ale pozwalały przynajmniej zaspokoić głód.
Ku mojemu zdziwieniu po połowie pokonanej drogi okazało się, że Angel wciąż za mną idzie. Parsknęłam więc i spuściłam głowę.

<Angel?>

środa, 26 lutego 2014

Od Naix'a C.D. Yoshi

- No, no. - uśmiechnąłem się. - Ktoś tu pokazał ząbki.
- A co miałam zrobić? - warknęła.
- Właśnie to. - odpowiedziałem, a uśmiech nie schodził z mojego pyska. - Oni bez wyższego polecenia nic poza obrażaniem nie zrobią, ale żeby i tego zaprzestali to trzeba ich lekko przestraszyć. Zresztą większość robi to na pokaz.
Szliśmy dalej wąskim korytarzem, znanym tylko tym, którym pozwolono go znać, a ja w pewnym momencie skręciłem kierując się prosto na ścianę.
- Naix? - zawahała się suczka, stając z łapą zawiśniętą w powietrzu.
- Tak? - ledwie powstrzymałem się od śmiechu po czym pchnąłem "ścianę", a ta przekręciła się o 180 stopni.
- Naix! - usłyszałem zza ściany nieco przytłumione.
Potem rozległ się tupot, a następnie moja towarzyszka wylądowała na mnie, wywalając mnie na plecy. Zaśmiałem się, a tamta nieco się zakłopotała i odsunęła. Kiwnąłem tylko pyskiem i łapą wskazałem korytarz. Zrobiliśmy kilka kroków i ujrzeliśmy schody, którymi zaczęliśmy się kierować w dół.
- Kiedyś mieszkali tu jacyś przestępcy. - tłumaczyłem. - Ale złapano ich, a o kryjówce zapomniano. Teraz znajduje się tu... - zrobiłem krótką przerwę, otworzyłem drzwi, które się przed nami pojawiły i dokończyłem. - ... szkoła przetrwania, żłobek i sypialnia dla nas.
W środku kłębiło się mnóstwo szczeniaków, kilka dorosłych i zapewne jeszcze trochę za drzwiami do pomieszczenia sypialnego. Po usłyszeniu dźwięku otwierania drzwi wszystkie zwróciły się w moją stronę, a rozpoznając mnie niemal natychmiast rzuciły się na mnie, a ja przywitałem ich jak zwykle - krótką zabawą w berka.
- Chodź! - zawołałem do suczki, dysząc od robionych uników.

< Yoshi? >

Od Lawliet C.D. Naix'a

- Skoro nie mogę towarzyszyć jednemu z nich u boku, to chcę chociaż pomóc im taką drobnostką – odparłam. – Jeżeli mam taką sposobność, oczywiście.
Pies skinął głową. Westchnęłam więc i omiotłam okolicę wzrokiem. Musiało być już wyjątkowo późne popołudnie, ponieważ zaczynało się powoli ściemniać. Ludzie lgnęli do domu po pracy, niektórzy wracali lub też wychodzili ze swoimi pupilami na poobiedni spacer.
- Trzeba znaleźć jakieś miejsce, w którym można by się skryć na noc – oświadczył Naix.
- Mam pewną propozycję – odparłam i ruszyłam powoli chodnikiem. Retriever ruszył za mną.
Droga do tego tajemniczego miejsca zajęła nam mniej więcej godzinę. Wtedy ukazało się nam to świetnie mi znane, stare, opuszczone lecz posiadające swój urok domostwo.
Gdy stąpaliśmy po przegniłych deskach, którymi wyłożony był taras, te trzeszczały i skrzypiały przeraźliwie. Uznałam, że taki hałas był by w stanie zbudzić nawet zmarłego. Na szczęście prócz małych gryzoni ta posiadłość nie posiadała innych domowników.
Hall prezentował się najlepiej ze wszystkich pomieszczeń. Dywan nie był postrzępiony, a tapety i podłoga czyste, nie pozrywane i spróchniałe. Mniej więcej w końcu na rogu znajdowały się wąskie schody, prowadzące na pierwsze piętro, a dalej na strych. Postanowiłam pokazać Naix’owi ciekawe zjawisko, które działo się za każdym razem gdy nocą niebo było bezchmurne i wschodził księżyc.
Poprowadziłam psa na ów strych, po czym nakazałam usiąść obok dziury w dachu, na kocu na którym zwykłam sypiać.
Gdy księżyc wreszcie zaświecił na ciemnogranatowym morzu, białe światło przedostało się przez powyłamywane deski i zaczęło tworzyć na podłodze dziwaczne kształty. Gdyby dłużej się nad nimi zastanowić i lepiej im przyjrzeć, wszystkie przypominały psy podczas zabawy.
- Nigdy nie mogłam zrozumieć, czy to tylko przypadek czy specjalnie te światła układają się na kształty psów – powiedziałam po długiej chwili milczenia. – Co ty o tym sądzisz?

<Naix?>

Od Yoshi Cd Naix

Nie podobało mi się to...Tyle niezadowolonych spojrzeń przewiercających mnie na wylot. Nie przeszkadzało mi to, że te psy były bezpańskie bo to nie ich wina, po prostu nie dogadały się z ludźmi, ale ten ich wzrok. Miałam ochotę uciec, ale przegoniłam tą myśl jak natrętną muchę i ruszyłam za Naix'em. Gdy przechodziliśmy po między psami czułam się skrępowana bo psy podchodziły coraz bliżej jedne patrzyły na mnie z zaciekawieniem, drugie z pogardą. Nie wiedzieć kiedy, któryś z nich podszedł tak blisko, że praktycznie stał obok mnie, a warknęłam na niego i kłapnęłam zębami w jego stronę.
- Nie jestem niczyją własnością, a nawet jeśli to na pewno nie jestem bezbronna - powiedziałam sama do siebie przyśpieszając tak, że zaczęłam iść obok Naix'a i pewnym krokiem szłam tam gdzie on
<Naix?>

Od Angel

Obudziłam się i ziewnęłam. Nie obchodziło mnie czy jest wcześnie czy późno. Szczęśliwi czasu nie liczą. Zaburczało mi w brzuchu. Poszłam do najbliższego śmietnika. Wylizałam pudełko po czymś smacznym i zjadłam niedojedzoną kanapkę z szynką. Na horyzoncie mojego żołądka nie pojawiła się żadna marchewka, a ja tak bardzo lubię marchewki! Poszłam się napić z fontanny. Pyszna woda. Lubię ją najbardziej ze wszystkich napojów jakie znam, bo znam tylko wodę. Slyszałam śpiew ptaków. Czułam zapach wiosny. Nagle spod moich nóg czmychnął kot. Przeklęte zwierzę. Goniłam go, ale uciekl akurat na najwyższe drzewo w parku. Miał szczęście. Następnym razem na pewno mu się nie uda. Zapchlony kocur. Ze strachu trzęsie się tak, że aż drzewo drży. Odeszłam od drzewa zadowolona. Niech się kotek boi. Dobrze mu tak. Nagle wpadłam na jakiegoś psa.
-Sorry.-powiedziałam.- Jestem Angel. Lubię marchewki. A ty lubisz? A kim jesteś?-zadawałam mu masę pytań.

<Ktosiu?>

Od Renesmee C.D. Jared'a

Teraz zrozumiałam, że Ian był świetnym właścicielem. Na początek przyszło mi na myśl, że chłopak jest zbyt nadopiekuńczy, lecz w tej chwili jestem pełna podziwu. Na prawdę, Jared ma wspaniale u boku Ian'a, przy nim może czuć się bezpiecznie.
-Rozumiem cię - westchnęłam cicho wyciągając przed siebie łapy i opierając o nie łeb. Jared również z pozycji siedzącej przeszedł na leżącą. - Ale chyba nie będziemy teraz myśleć o smutkach, trzeba się cieszyć.
-Masz rację. - pies kiwnął głową z delikatnym uśmiechem
-Przepraszam, że jestem taka ciekawska...Ian zwrócił się do ciebie "J", tak? Może się przesłyszałam...
-Nie, z Twoim słuchem w porządku - zaśmiał się - Ian czasem zdrabnia moje imię i się J - wyjaśnił, a cień uśmiechu nie zniknął z jego pyszczka, lecz teraz stał się bardziej wyraźny i szczery.
-Ładnie. A czy tylko Ian ma przywilej skracanie twego imienia? - zapytałam z cichym śmiechem.
-Głównie to on mnie tak nazywał.
-A ja mogła czasem użyć takiego skrutu? - zapytałam już bez zbędnego śmiechu.
-Raczej nie widze przeszkód. A czy ja bym mógł cię jakoś inaczej nazywać? - zapytał przekrzywiając lekko głowę.
-Czasem Jack mówi do mnie Ness, a niektórzy Nessie. - wyjaśniłam wstając z ławki - Musze rozprostować nieco łapy - dodałam przeciągając się.

<J? Wybacz, że takie krótkie :/>

wtorek, 25 lutego 2014

Od Renesmee C.D. Gold'a

-Ach tak...przepraszam...- wybełkotałam spuszczajac szybko wzrok. Jak to dobrze, że los obdarzył nas, psy sierścią! Dzięki niej Gold nie zauważył jak z pewnością spłonęłam rumieńcami.
-Ale to nic, tak jest dobrze. - odparł z delikatnym usmeichem, najwidoczniej spostrzegł moje zakłopotanie. Próbowałam odwzajemnić uśmiech, ale czułam się głupio z powodu takiej gafy. I mimo wszystko wiem, że w jakiś sposób uraziłam Gold'a. Pies spojrzał kątem oka na swoją zdobycz.
-Och, śmiało jedz! - powiedziałam domyślając się, że sarna miała być posiłkiem Gold'a.
-Jeś.li chcesz to się poczęstuj - zaproponował przyciągając bliżej upolowaną zwierzynę.
-To bardzo miłe z twojej strony, jednak to twoje śniadanie - odparłam już ze śmielszym uśmiechem na pysku. Gold w spokoju dokończył swój posiłek. Ja zaczekałam na niego w parku obok. Na pewno gdybym gapiła się na niego gdy jadł czułby się nieco skrępowany.
-To co robimy? - zapytał oblizując pysk.
-Możemy się przejść. Znasz jakieś ciekawe miejsca?
<Gold?>

Od Renesmee C.D. Jack'a

Najwidoczniej mój kochany braciszek nie nacieszył się posiłkiem.
-Ej, skoro tak narzekasz na kuchnię Clary to może wpadniemy do Patrick'a? - zaproponowałam. Patrick to właściciel małej knajpki niedaleko plaży. Zawsze podrzuci nam coś smacznego, więc po nieudanym śniadaniu wypadałoby do niego zajrzeć.
-To dobry pomysł - kiwnął szybko głową i pędem ruszyliśmy na skróty przez park do knajpki Patrick'a. Oczywiście skróty niewiele nas uratowały gdyż plaża znajdowała się spory kawałek stąd. Nie wymieniliśmy między sobą ani słowa. Słyszałam tylko co jakiś czas burczenie brzucha Jack'a i swój własny oddech.
Gdy dotarliśmy Patrick wyszedł przed swój lokal i uśmiechnął się na nasz widok. Ten facet był jednym z niewielu ludzi, którzy mimo tego, że jesteśmy psami zawsze chętnie nas u siebie ugoszczą. Dlatego to zawsze do niego przychodziliśmy w sprawie jakiejś przekąski. Rozumieliśmy się z nim bez słów.
-O! Jack! Renesmee! - gdy z wesołym kłapnięciem pyskiem stanęliśmy przy stopach Patrick'a, on z uśmiechem podrapał nas za uszami. - Co podać? - zapytał i ruchem ręki zaprosił nas do środka swojej knajpy. Najwidoczniej jeszcze nie otworzył lokalu gdyż jego pomocnicy - Ashley, David i Jessy wycierali stoliki ustawiając na nich chusteczki i jakieś przyprawy.Za ladą leżał młody hawańczyk Rory, ulubieniec Patric'a. Gdy weszliśmy do środka podniósł się i podbiegł do nas.
-Co tam słychać kochani? - zapytał przysiadając.
-Szczerze to nic. Sporo nowych na Ulicy Marzeń - odparł Jack prawie bez żadnego entuzjazmu.

<Jack? Nie mam pomysłu xD>

Od Jared'a C.D Renesmee

- Wszystkie są tak niesamowite jak to? - spytałem uśmiechając się nieco.
- Niektóre nawet bardziej - odparła ze śmiechem suczka. Machnąłem ogonem na znak zadowolenia. Renesmee była naprawdę sympatyczną osobą, nie spodziewałem się takiego traktowania. Członkowie tej społeczności ufundowali mi wspaniałe powitanie, ba! Mało tego, Nessie zaproponowała oprowadzenie mnie po okolicy. Dzięki takim istotą powraca wiara w świat.
Zaskoczony spostrzegłem, że przechodzimy obok mojego nowego domu.
- Jared, Jared... JARED, cho*lera! - Ian stał w ogrodzie trzymając się jedną ręką za głowę, w drugiej kurczowo ściskał telefon. Szczeknąłem radośnie, biegnąc w stronę właściciela. Mina mu stężała, rysy wyostrzyły. Wziął głęboki oddech. Raz. Dwa. Trzy. Nadal szczekałem radośnie.
- J, nie rób tego nigdy więcej. - Szarpnął mnie lekko za obrożę, ale tylko po to aby przysunąć mnie do siebie. Przytulił mnie, a następnie mocno potargał sierść na głowie. Warknąłem cicho w odpowiedzi, nie podobało mi się to. Wiedziałem, że Ian nie będzie się na mnie gniewał, przyzwyczai się do moich zniknięć i w końcu przestanie się martwić. Przynajmniej powinien.
- Widzę, że znalazłeś już sobie koleżankę - wskazał na stojącą niedaleko Retriverkę, ta machnęła radośnie ogonem. Uśmiechnął się do niej wyciągając w jej stronę rękę.
- Renesmee... - przeczytał adresówkę przywieszoną do obroży. - Ładnie.
Trąciłem mężczyznę nosem, dając mu do zrozumienia, że nie mam ochoty stać tak i przypatrywać się tej jakże słodkiej scenie. Ian podniósł się z ziemi, po czym machnął ręką od niechcenia. Zrozumiałem to jako pozwolenie i ruszyłem przodem.
- Ian, mój właściciel. - Wytłumaczyłem suczce podczas naszego szaleńczego biegu. Ulica była zupełnie pusta, co chyba było tu normalne. Słońce chowało się już za horyzont, toteż temperatura nieco się obniżyła. Dla mnie było to zbawieniem. Moja długa sierść raczej nie chciała współpracować i było mi okropnie gorąco. Dyszeliśmy, a nasze nierówne oddechy przerywało jedynie skrzeczenie ptaków i obijające się o obroże adresówki. Tętent łap został całkowicie zgłuszony przez gęstą, zieloną trawę.
Przysiedliśmy na skraju parku, a miejscem naszego odpoczynku była niewielka ławeczka schowana w cieniu starego dębu.
- Jared, jeśli mogę... Dlaczego Ian był tak zdenerwowany? Tutaj, na Ulicy Marzeń rzadko kiedy dochodzi do porwań, czy jakichkolwiek tego tupu czynów. Myślę, że na pewno o tym wie.
- Moja przeszłość raczej nie pozwala mu na pełne wyluzowanie - odparłem ze sztucznym uśmiechem. Suczka musiała wyczuć fałsz w tym geście i spuściła wzrok. - Wiesz, kiedyś pewien facet mnie porwał... A później o mało co nie zginąłem z jego rąk - westchnąłem cicho na falę wspomnień, które zalały mój umysł. Ten niewyobrażalny strach, nienawiść ściskająca moje gardło... I ból. Tak niewiarygodnie palący ból, powoli zmieniający się w agonię.
- Tak mi... Przykro. - Wydukała Nessie. Pokręciłem przecząco głową.
- Przeszłość, nie warto do tego wracać, po co marnować cenny czas?

<Renesmee? :3>

Od Naix'a C.D. Yoshi

Widziałem jej zawahanie i mimo woli w moim umyśle pojawił się obraz kochanego domu, miłego właścicela i codziennej karmy jednak odpędziłem tą myśl. Może i jestem odważny jeśli chodzi o większość spraw, ale co do ludzi to już raczej się nigdy nie przełamie. Paniczny strach i wspomnienia odrzucają mnie od nich na kilometr, a boję się, że jeśli przekroczą granicę - zabije ich. Ruszyłem, więc powoli znanymi mi drogami i po kilku zakrętach zwróciłem się do Yoshi:
- Poczekaj chwilkę.
Przeskoczyłem pobliski mur i otworzyłem drzwi z drugiej strony. Po czym łapą zaprosiłem suczkę do środka. Na jej pysku ponownie pojawił się niepewny wyraz twarzy, ale ciekawość zwyciężyła. Zajrzała. W środku kłębiły się na kupie bezpańskie psy, a aktualni strażnicy zlustrowali nas wzrokiem. Właściwie na mnie patrzyli tylko chwilę, byłem raczej znany w tym naszym schronieniu jednak na Yoshi patrzyli z pogardą.
- Spokojnie, panowie. - zwróciłem się z uśmiechem do tych co szczerzyli kły. - Jest ze mną.
- Jest czyjąś własnością. - podkreślił jeden z nich.
- I moją towarzyszką. - odparłem. - Posuńcie się, a panią proszę za mną.

< Yoshi? >

Od Naix'a C.D. Gold'a

 Po moim drobnym przedstawnieniu nieufnego i nieśmiałego psa niemal natychmiast podniosłem uszy do góry i z uśmiechem oraz delikatnym podskokiem zapytałem:
- A Ty?
Pies przeczylił dziwnie łebek, a ja oczekując na odpowiedz, uczyniłem wokół niego kółko, potykając się o jakiś korzeń.
- Golden Leaf. - odezwał się w końcu, śledząc moje poczynania. - W skórcie Gold.
- Miło mi. - przysiadłem. - Co robimyyyy? - zabawnie przeciągnąłem ostatnią literę.

< Gold? >

poniedziałek, 24 lutego 2014

Od Golden'a

Obudziłem się o świcie. Przywykłem do rannego wstawania, ponieważ najlepiej poluje się właśnie wtedy. Spałem pod gołym niebem. Przed wiosennym deszczem chronił mnie tylko rozłożysty, stary dąb. Przeciągnąłem się i ziewnąłem głośno. Pewnie wszystkie psy były jeszcze w domach... Nastawiłem się więc na samotną przechadzkę po Beverly Hills. Było tak wcześnie, że nawet ptaki dopiero budziły się i wylatywały z gniazd. Niespodziewanie poczułem pustkę w żołądku. Czas coś zjeść! Podszedłem bliżej lasu. Ah! Te cudowne zapachy! Wraz ze świeżym powietrzem przybywały do mnie coraz to nowe dźwięki i obrazy. Często wyczuwałem też nowe zwierzęta. Przeszukując wszystkimi zmysłami las, znalazłem w końcu to, co chciałem. Młody jeleń. Cudownej jakości mięso i pyszne kości do gryzienia! Bez namysłu wbiegłem w las. Byłem już coraz bliżej łupu, podpowiadał mi to mój instynkt. W końcu wypadłem z krzaków na rozległą polane. Moja ofiara nawet nie zdążyła ruszyć z miejsca. Z prędkością strzały wystrzelonej z łuku dopadłem ją i powaliłem. Dla niektórych psów upolowanie takiej zdobyczy jest prawie niemożliwe, jednak dla mnie było to bardzo łatwe. Trzymałem szyję jelonka w pysku. Mój pysk powoli czerwienił się od krwi. W tamtej chwili z leśnych ciemności wyłonił się jakiś pies! Aż podskoczyłem z zaskoczenia. Wypuściłem ofiarę z pyska.
- Nie prościej będzie jeżeli pójdziesz do swoich właścicieli i poprosisz o posiłek? - spytała troskliwie
Kiedy światło dobrze ukazywało jej sylwetkę, rozpoznałem w suczce Alfę sfory - Renesmee. Dopiero wtedy przypomniało mi się, że nie opowiedziałem jej o sobie prawie nic. Zna tylko moje imię...
- Nie mam właścicieli. Wolę żyć na własną łapę. - rzekłem oblizując wargi
<Ness?>

Od Gold'a

Chodziłem po polanie. Na moich masywnych łapach osadzały się krople porannej rosy. Od wczoraj nie spotkałem nikogo prócz Renesmee. Byłem ciekawy czy w tej sforze są jeszcze jakieś golden retrievery... Nagle do moich nozdrzy dobiegł zapach obcego psa. Podniosłem wysoko łeb i nasłuchiwałem. Usłyszałem szum liści. Zanim zdołałem się odwrócić podbiegł do mnie jakiś czworonóg. Był niższy ode mnie, jego sierść była ciemniejsza a przednia łapa wydawała się osłabiona i chora.
- Kim jesteś? - spytałem spokojnie
-Naix. - odparł nieufnie pies
Byłem nastawiony na nowe znajomości i przyjaźnie, ale czułem, że ten pies raczej nie będzie moim kompanem.
<Naix?>

Nowy Pies! Oto Golden Leaf !

Golden Leaf
Golden Retriever
Autor: ranczo2003

Witamy kolejnego psiaka! Tym razem ślicznego golden retrievera! Golden Leaf jest cudownym psem. Pragniemy mu życzyć szczęścia w nowej sforze i spotkaniu tu jak najwięcej przyjaciół!

Nowy Pies! Przedstawiam Angel!

Angel
Border Collie
Autor: WerusiaK

Witamy kolejną przedstawicielkę rasy, która już u nas jest. Bardzo nam miło, że mamy kilka piesków z jednego gatunku. Angel wygląda prawie jak lisek :3 Życzymy jej wszystkiego dobrego i spełnienia marzeń w naszej sforze!

Od Yoshi C.D Naix

Spojrzałam na Katniss krzywiąc się nieco. Jak pomyśli, że uciekłam to postawi na nogi całe Beverly Hills...
- No dobra - mruknęłam mając nadzieje, że moja właścicielka nie wpadnie w histerie 
Naix uśmiechnął się lekko i zaczął iść w przeciwnym kierunku niż ławka, na której siedziała Katniss. Mimo lekkiego zawahania ruszyłam za nim lekkim krokiem. Nie wiedziałam co chciał mi pokazać, ale miałam tylko nadzieje, że to iż za nim poszłam nie było złą decyzją
<Naix?>

Od Naix'a C.D. Lawliet

Zaciekawiony strzałami ruszyłem w miejsce skąd dochodziły. Lecz moje poobiednie tempo, z pełnym brzuchem i lenistwem w łapach nie należało do najszybszych, więc gdy dotarłem było już po sprawie i widać było tylko psa, który stał i patrzył na odjeżdżający radiowóz. Ruszyłem, więc w jego stronę, skuszony przez ciekawość i zostałem ukarany dwoma smygnięciami puszystego ogona po pysku. Czworonóg odwrócił się i patrzył pewien czas na mnie po czym spuścił wzrok i wykrztusił:
- Przepraszam.
Niemal zaśmiałem się na ten widok. To ja powinienem przepraszać za najście, a nie słuchać jak ktoś się przy mnie czuje zmieszany i obwinia siebie za to.
- Nie szkodzi. - uśmiechnąłem się do szczupłej suczki. - Jestem Naix.
- Lawliet.
Skinąłem pyskiem i zrobiłem rundkę wokół niej. Futro nie należało do najbardziej zadbanych, zapach nie był zmieszany ludzką wonią, a jednak z tego co widziałem to pomagała policjantom i nosiła obrożę. Musiałem, więc zapytać:
- Żyjesz bez pomocy dwunogów?
- Proszę? - spytała.
- Jesteś bezpańska?
- Tak. - odpowiedziała, dumnie unosząc pysk. - A co? Nie wolno?
- Wolno, wolno. - zaśmiałem się. - Sam do tej grupy należę, ale nie jest to normalny widok, gdy taki pies pomaga człowiekom. Czemu to zrobiłaś?

< Lawliet? >

Od Lawliet

Kolejna śnieżka pękła na mojej głowie, rozsypując się na miliony skrzących kawałeczków. Byłam już cała w śniegu, lecz maluchy nie miały zamiaru ustępować.
Z samego rana wybrałam się bowiem na spacer. Jakimś cudem zawędrowałam na plac zabaw nieopodal przedszkola i teraz szkraby bawiły się ze mną, ale bardziej pasowało by wyrażenie „mną”. Ciągnęły mnie bowiem za uszy, ogon, przytulały się do mnie i wybierały na przejażdżki siedząc na moim grzbiecie. Ja jednak na wszystko im pozwalałam.
W końcu moje nerwy nie wytrzymały i szczeknęłam ostrzegawczo. Jeden maluch upadł i rozpłakał się ze strachu. Westchnęłam więc i niechętnie podeszłam do niego i trąciłam go nosem w policzek. Twarz chłopczyka gwałtownie się rozpromieniła i delikatnie przytulił się do mojej nogi. Uczepił się jej jednak bardzo mocno i nie mogłam nigdzie się ruszyć. Ale skoro nikt nie mnie teraz nie zaczepiał i dręczył, to mogłam tak siedzieć całą wieczność.
Gdy zaczęło się już na dobre ściemniać, uznałam, że czas powrócić do mojego stałego miejsca odpoczynku – starego, opuszczonego domu na obrzeżach miasta. Podobno miał on zostać wyburzony już dwa lata temu, ale jego poprzedni właściciele buntowali się, że jest to zabytkowy dom po ich prapradziadkach. Tak więc stoi sobie przez nikogo nie zamieszkany (jeżeli chodzi o ludzi) i jak na razie nikt się nim nie interesuje.
Zaraz po tym gdy upiorna budowla wychyliła się zza rogu, ujrzałam siedzącego przed płotem collie. Uważnie wpatrywał się w wiekowe już miejsce zamieszkania wielu zwierząt, a w tym mnie. Podeszłam więc do niego i nic nie mówiąc usiadłam obok.

<Axel?>

niedziela, 23 lutego 2014

Od Jacka

Otworzyłem oczy słysząc jak Clary tłucze się w kuchni , o nie. To się źle skończy , pewnie znowu wybuchnie pożar. Clary nigdy nie była dobrą kucharką a raczej straszną. Wstałem i zbiegając po schodach ruszyłem do kuchni , kiedy zobaczyłem Clary smażącą jajka szczeknąłem donośnie spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Spokojnie Jacek , mam wszystko pod kontrolą ! - zaczęła się śmiać. Znowu szczeknąłem to się nie skończy dobrze mój nos to wyczuwa. - Cicho już kończę.
A skończyło się to tak że kiedy przerzucała jajka na talerz wylądowały na podłodze. Przewróciłem oczami.
-Było mnie słuchać. - wymamrotałem sam do siebie. Clary westchnęła i spojrzała na mnie znacząco. O nie !
Ja chcę jeszcze pożyć ! Mam rodzinę , dom , znajomych , siebie ! A co będzie jeśli padnę ?! Co zrobi moja druga połówka ? No tak padanie ze mną ale nie mogę jej tego zrobić ! Wstałem z pozycji siedzącej i spojrzałem znacząco na drzwi tarasowe podbiegając do nich. Clary westchnęła i mi je otworzyła. Szybko wybiegłem ratując sobie życie.
-Wiedziałam że mogę na tobie polegać Jack ! - krzyknęła za mną z ironią. Mówią że pies jest podobny do swojego właściciela no cóż w naszym zespole to się nie sprawdza. Ups , podbiegłem w kierunku furtki i skacząc na klamkę otworzyłem ją sobie i wybiegłem na krótki spacer. Clary nie powinna być zła. Chyba...
No cóż życie bywa brutalne. Pobiegłem do parku z małą nadzieją iż spotkam siostrę. Może Cler jej nie zatruła śniadaniem , chociaż ona umie gotować to i tak mi się wydaje że za smaczne to to nie jest. Zatrzymałem się gdy zobaczyłem ją z jakąś suczką , no tak Ness dusza towarzystwa. Tyle tylko że suczka właśnie odbiegała więc wkroczyłem ja.
-Hej ! - przywitała się wesoło. - Clary cie dzisiaj nie zbiła ?
-Jak widać. - mruknąłem. - Dzięki Bogu postawiła dzisiaj na jajka a nie na coś w piekarniku.
-Nie rozumiem ma talent do zdjęć i pisarstwa i co ważniejsze jest kobietą a one mają we krwi gotowanie.
-Clary ma we krwi gotowanie. - odparłem. - Tyle tylko że ona woli gotować kuchnie. Wszytko leży w wyborze gustów.

(Renesmee ? )

sobota, 22 lutego 2014

Od Renesmee C.D. Lilith

Badawczo przyglądałam się suczce z nieco przymrożonymi oczami, lecz z uśmiechem.
-Nie widziałam cię tu wcześniej. Jesteś nowa? - zapytałam wesoło merdając ogonem.
-Tak. Niedawno wraz z moja właścicielką się tu wprowadziłyśmy - wyjaśniła łbem wskazując dom oddalony o kilkadziesiąć metrów.
-Poznałaś już okolicę?
- Nie do końca...Widziałam sporo, ale słyszałam, że Ulica Marzeń to spora część Beverly Hills - odparła z delikatnym uśmiechem
-Tak to prawda. Chociaż Beverly Hills samo w sobie jest duże. To jak masz ochotę na małą przechadzkę? - zapytałam podeksctowana wersją spędzenia miłego popołudnia z nową znajomością, Lilith.
-Z miłą chęcią. To gdzie się udamy? Jakie miejsce  polecasz? - zapytała. Powoli ruszyłyśmy przed siebie.
-Hmm...sporo tego, naprawdę - westchnęłam - Ale znam ciekawą okolicę. Co powiesz o parku wodnym?
-To nie dla ludzi...? - zauważyła Lilith marszcząc nieco brwi.
-Po części...Widzisz, Ulica Marzeń, jak już wiesz jest ogromna. A większość miejsc przeznaczonych jest dla psów i ich właścicieli - wytłumaczyłam przywracając w myślach miejsca z ostrzeżeniem "Zwierzętom wstęp wzbroniony" u nas nie był to bardzo popularny zakaz. Ewentualnie różne restauracje i kawiarnie nie chciały widzieć sierści w swoich lokalach. Pfff! Jakbyśmy byli kotami!
- W takim razie ruszajmy!
I tak przez ładnych kilka minut spaceru dotarliśmy na miejsce. Park był ogromny! Ja wraz z Litlih nie miałyśmy przy sobie właściciela, więc teoretycznie nie mogłyśmy wejść na terytorium parku wodnego. Lecz Chris, syn właściciela parku dobrze mnie znał, uczył się gdzieś tam z Cler. Podrapał nas za uszami, dał smakołyki i bez żadnych zastrzeżeń wpuścił do środka. Duże baseny i zjeżdżalnie wodne kusiły żeby zanurzyć się w wodzie.
To gdzie najpierw? - zapytałam mierząc wzrokiem wielkiego nowofunlanda biegnącemu ku zjeżdżalni w kształcie wygiętej kości. Pies skoczył na nią i z wielką prędkością dał nura w wodę. Tuż obok pływał jego właściciel. Chudy, wysoki, wyglądał przy nim dosyć zabawnie.
-Nie wiem. Wszystko wygląda atrakcyjnie. - westchnęła Lilith rozglądajac się dookoła.

<Lilith?>

Od Lilith

Pytającym spojrzeniem popatrzyłam się na moją właścicielkę. Dziewczyna się tylko uśmiechnęła i dalej prowadziła swoją terenówkę. Znudzona usiadłam i zaczęłam wpatrywać się w przelatującą drogę i tereny. Czas dłużył mi się niezmiernie, więc poczęłam rozglądać się po samochodzie. ‘A tu jest’ – pomyślałam i zaczęłam gryźć pas.
- Korek – powiedziała moja pani. – Lilith co tak tu cicho? Osz, ty panno nagrabisz sobie. Nowy samochód, a już zniszczony?!
‘Ale, jaki pyszny’ – dodałam w myślach i osunęłam się na siedzenie. Wpatrywałam się w kremową tapicerkę, aż usnęłam. Spałam twardo, lecz obudziło mnie lekkie trzęsienie zatrzymanego samochodu. Byłyśmy na miejscu. Westchnęłam, nowy dom był przepiękny. Piękny, a co najważniejsze d u ż y budynek z no g r o m n y m ogrodem! Moje najskrytsze marzenia się spełniły. Wyskoczyłam z samochodu i podbiegłam pod drzwi i zaczęłam merdać ogonem.
- Wiedziałam, że ci się spodoba – powiedziała moja pani podchodząc i otwierając drzwi. Wszystkie meble i rzeczy mojej pani zostały rozstawione w odpowiednim miejscu. Z holu było widać przestronny balkon, a poniżej ogród, ba z basenem! Dom od środka wydawał się jeszcze większy. Miał dwa piętra, strych i garaż. ‘Czy ona tylko ze mną tu będzie mieszkać. Oczywiście, że nie!’ – pomyślałam i przeszyłam wzrokiem moją właścicielkę. Ta właśnie zdejmowała swój cienki płaszcz i wieszała go na haczyku w pobliżu drzwi. Po chwili stanęła i popatrzyła się na mnie pioruńsko, jakby domyśliła się o co chodzi. Spuściłam wzrok. Dziewczyna cicho się zaśmiała i poszła na górę.
Kilka dni później
Zdążyłam zaznajomić się z okolicą, choć nadal czułam niedosyt… przygód? Oczywiście. Znajomości? Jasne. Radości? Cóż… Wręcz przeciwnie. Tęskniłam za moją siostrą… Gdzież ona jest? Ta myśl zadręczała mnie codziennie od naszego spotkania. Rozumiałam, aż za dobrze to, że dziewczyna mogła przyjąć tylko jednego psa, ale moja rozpacz i tęsknota nie dawała mi świętego spokoju. Dzień, za dniem przechodził mnie dreszcz na samą myśl o tym, że moja siostra nadal jest w schronisku. Może została uśpiona?
Czegoś mi brakowało. Tyle, że czego? Teraz miałam inny problem i choć na chwilę zapomniałam o siostrze i rozpamiętywaniu nad jej losem. Usiadłam rozdrażniona na środku kanapy. Nie była ona zbytnio wielka, więc moja pani musiała zadowolić się faktem, iż został jej tylko fotel. Po chwili wzrok mój, z dywanu przeniósł się na kartony. ‘Chwileczkę, wszystkie kartony zostały rozpakowane. Wszystkie, na bank. A te?’ – powiedziałam pod nosem. Nie były to kartony mojej pani, ani członków jej rodziny. To więc czyje? Zostawiłam, tyle rzeczy, które spadły na mnie hurtowo i wyszłam na dwór. Wróciłam do rozmyślania nad tym czego mi brakowało. Wyszłam na ulicę. Brakowało mi znajomości. Wiedziałam to od dawna, ale tłumiłam to w sobie. Szłam przed siebie, obserwując wszystko dookoła. Sierść stała naelektryzowana od kanapy. Przechodnie co jakiś czas oglądali się na mnie, co mnie na początku wyprowadzało z równowagi. Jednak po jakimś czasie sierść opadła i wyglądała w miarę normalnie. Wtem zza rogu wpadła na mnie suczka.
- Przepraszam, szłam nie patrząc gdzie idę – powiedziałam. Na mój pysk wstąpił chwilowy uśmiech.
- Nic się nie stało. To też moja wina – powiedziała suczka. – Tak w ogóle to jestem Renesmee.
- Lilith.
<Renesmee?>

Nowy Pies! Powitajmy Lilith!

Lilith
Owczarek Szetlandzki  (Sheltie) 
Autor: marciszka

Witamy Lilith! Bardzo nam miło z powodu  kolejnego dołączenia ślicznej rasy. Z całego serca życzymy Ci najlepszego, spotkania wielu przyjaciół i spełnienia marzeń w naszej sforze!

Nowy Pies! Witaj Rose!

Rose
Siberian Husky
Autor: piwonnia

Witamy nową rasę! Rose to wspaniała przedstawicielka swej rasy. Życzymy Ci jak najlepszych chwil spędzonych z nami w sforze Szczęśliwe Chwile!

Od Naix'a C.D. Luny

Zadowolony spojrzałem na suczkę:
- Do lasu. - wyszczerzyłem się.
- Lasu?
- Mhm. Drzewa, krzaki, mnóstwo zielska, zające i takie tam.
- Wiem co to jest. - odparła nieco poirytowana.
- Tylko się upewniam. - znów się uśmiechnąłem.
Na co ta zamachnęła się na mnie łapą z zamiarem zaatakowania mnie. Jednak nie wystarczająco szybko i bez przekonania, więc unik wykonałem mały, ale wystarczający.
- No już dobrze, dobrze. - śmieje się. - Idziemy?
Skinęła pyskiem.
- No to mnie łap! Berek!

< Luna? XD >

Od Naix'a C.D. Yoshi

- Każdy człowiek jest inny. - mruknąłem.
Po czym wyszedłem i otrzepałem się, a suczka uczyniła to samo. Stan mojego futra lekko się poprawił, ale musiałem je ulepszyć jeszcze, gdyż raz na jakiś czas wypada zrobić z nim porządek. Tak, więc używając raczej kociego zwyczaju zacząłem się lizać, uklepując sierść.
- Ale są mili.
- Nie zawsze. - pokręciłem pyskiem, przerywając na chwilę czyszczenie, które wzbudziło szczere zainteresowanie Goldenki. - Ty jesteś zadbana i ładna, ale jak widzą takiego psa jak ja to grożą kijem i narzekają, że zaraże wścieklizną. Poza tym ile ludzi bierze psy z schroniska, bez tego papierku zwanego... zapomniałem słówka.
- Rodowodem. - podpowiedziała.
- Właśnie. Psy bez tego są często mało znaczące. - spuściłem łeb, kontynuując moją wypowiedz. - Ja może i jestem beznadziejnym przypadkiem, który nie chce właściciela bo się boi, ale widze wychudzone czworonogi, które chcą być choć raz pogłaskane, a zamiast tego ludzie je wypędzają jak najdalej. Widzę umierające z głodu, ale ludzie gdzieś spieszą i nawet nie spojrzą. Sam jako pies nie moge być bohaterem dla nich wszystkich.
- Oni też nie mogą. - próbowała tłumaczyć.
- To po co nas rozmnażają? Poza tym sądzę, że daliby rade jakby chcieli, ale nie chcą. - westchnąłem po czym powiedziałem. - Choć pokaże Ci coś.

< Yoshi? >

środa, 19 lutego 2014

Od Lawliet

Wszechpanujący gwar oraz radość przelewały się ulicami tego ogromnego miasta. Po chodnikach maszerowali uśmiechnięci od ucha do ucha ludzie, zmęczeni i zestresowani pracownicy poobwieszani teczkami pełnymi papierów oraz akt, a także wystrojone i przygniecione toną tworów nazwanych „kosmetykami” paniusie. Mniej więcej połowa nieznajomych ciągnęła za sobą swoich czworonożnych przyjaciół. Ogromne dogi, małe yorki i szpice, a czasami najzwyklejsze owczarki wszelakiego pokroju.
Ja, bezdomny i skazany ponoć na cierpienie pies, szłam ciemnymi i krętymi uliczkami między rzędami ogromnych biurowców. Mój świetny nos dawno już wykrył zapach jedzenia, to też podążałam tym tropem. Zgodnie z moimi oczekiwaniami mniej więcej kwadrans potem, natrafiłam na szykowną i niezwykle drogą restaurację. To w nich jadali „nadziani” mieszkańcy Beverly Hills.
Pacnęłam łapą o klamkę, a tylne drzwi gładko i bez zbędnego skrzypienia otworzyły się. Wślizgnęłam się do środka i przysiadłam w kącie, bacznie obserwując ubranych w białe fartuchy ludzi. Ci nosili coś na tackach, kroili, szatkowali, gotowali, przyprawiali i można by wymieniać jeszcze dużo wykonywanych przez nich czynności. Nagle jakiś gruby, brodaty mężczyzna w garniturze wszedł ciężko do kuchni (gdyż tak ów pomieszczenie się zapewne nazywało) i z rozmachem trzasnął swoją laską jakiegoś młodego chłopaka. Ten upuścił talerz, na którym znajdowały się smakowicie wyglądające polędwiczki. Zaraz po tym jak białe szkło rozsypało się po ziemi, ja ostrożnie przemknęłam, capnęłam jedzenie oraz nie nadziewając się na żadne ostre rzeczy, uciekłam.
Ranek nie był specjalnie ruchliwą porą dnia. Prawdziwe korki zaczynały się dopiero po południu, gdy wszyscy wracali z pracy. Można wtedy było się trochę zabawić i poskakać po samochodach. Zazwyczaj udawało mi się uciec, nim na miejsce zdarzenia przyjeżdżali hycle, to też uznałam, że i dzisiaj zafunduję sobie takowy ubaw.
Od czasu mojego wybryku w restauracji minęły już dwie godziny. Powolnymi krokami zbliżało się południe, a ja z trudem przeciskałam się przez zaspy. W tym roku śniegu było wyjątkowo dużo, ale jako, że do tego miejsca trafiłam całkiem niedawno, nie mogłam powiedzieć jakie zimy były tu poprzednimi laty.
Przycupnęłam obok zamarzłej fontanny i ułożyłam łeb na moich łapach. Westchnęłam cicho i postanowiłam chwilę tu odpocząć, nim znów trzeba będzie zmienić miejsce swojego obecnego pobytu.
Zbudziłam się gwałtownie, gdy niebo przeszył strzał. Prawdziwy strzał z prawdziwej broni palnej, używanej przez policję. Kilku mundurowych goniło jakiegoś zakapturzonego faceta, to też postanowiłam przyłączyć się do pościgu i zaoferować ewentualną pomoc. Poderwałam się z miejsca i jak strzała ruszyłam ku podejrzanemu. Może nie byłam ferrari, ale zawsze jako pies byłam o te kilka kilometrów na godzinę szybsza od ludzi. Dopadłam więc gościa i wgryzłam się w jego łydkę. Ten jęknął i upadł, łapiąc się za ranę, z której obficie leciała teraz krew. Policjanci skuli go w kajdanki, wsadzili do wozu, a ja z tego wszystkiego zyskałam aromatyzowaną kość z pobliskiego sklepu zoologicznego. Pogłaskali mnie i odjechali. Nawet nie zwrócili uwagi, że jestem bezpańska. Może to przez tą obrożę...
Zamachałam ogonem, lecz poczułam jak dwukrotnie uderza on o coś z pewnością żywego. Odwróciłam się i ujrzałam przed sobą psa. Zmieszałam się i niezbyt wiedziałam co odpowiedzieć, więc wydusiłam z siebie jedynie krótkie „Przepraszam”.

<Kto ma ochotę dokończyć? :3>

Od Axela

Szedłem sobie po uliczce. Szukałem czegoś do zjedzenia, nie jadłem nic od kilku dni. Ostatnio zlitował się nade mną pewien sprzedawca, dał mi kiełbaskę.
Brak właściciela to nie jest taka ekstra rzecz. Muszę z tego powodu ciągle chodzić sam, nawet w te najzimniejsze dni. Jedynym moim towarzyszem jest kruk imieniem Sev. Mimo tego, że on jest krukiem, a ja psem, to jest on moim najlepszym kumplem.
Zauważyłem śmietnik. Pewnie bym do niego nie podszedł, gdybym nie wyczuł tego zapachu. Chociaż i tak tam nie zajrzałem. Poszedłem w jego kierunku, ale coś usłyszałem:
- Aaa! Pomocy! - wrzasnął ktoś.
Spojrzałem w kierunku, z którego dochodził krzyk. No tak, Sev znowu pokłócił się z jakimś psem no i ma problem.
Pobiegłem do kruka. Siedział na gałęzi drzewa, a pod drzewem stał wściekły doberman.
- Odczep się ode mnie! - jęknął Sev.
Westchnąłem. Zwróciłem się do psa:
- Hej, jak masz na imię? Ja jestem Axel.
- Fajnie, ja tu jestem w obliczu śmierci, Ax, a ty zawierasz nowe znajomości. - oburzył się kruk.
- Nie przesadzaj, Sev. - wywróciłem oczami.
- Mam na imię Delgado. - burknął zły, bo mój kumpel odleciał.
Więcej nie rozmawialiśmy, bo pies poszedł. Sev przyleciał znowu.
- O co poszło? - spytałem zdawkowo.
- Chciałem go wkurzyć... - odpowiedział niezadowolony, ale nie dokończył.
- No i znowu mam ci mówić, że z dobermanami się nie zadziera? - przerwałem mu.
- Nie pozwalasz mi dokończyć, a ja chcę powiedzieć ci, jak to było. - poskarżył się.
- No to mów. - powiedziałem.
- Najpierw usiadłem sobie niewinnie na ławce. Rozglądałem się i było spoko, a tu nagle jakiś pies, chyba suczka, szła tam, gdzie ja leciałem. Wpadłem na nią, a ona się wkurzyła. Goniła mnie i wtedy zobaczyłem tego dobermana. Szybko poleciałem wyżej, no i tamta suczka na niego wpadła. Pokłócili się, a ja chciałem jeszcze tego dużego dobermana zdenerwować, nie wiem czemu... No i widzisz, udało się. - westchnął.
- Postaraj się nie pakować codziennie w kłopoty. - poprosiłem.
- Ty też się postaraj. - spojrzał na mnie.
Taa... To akurat prawda, ja i Sev od zawsze mieliśmy talent do ładowania się tam, gdzie nie trzeba. A później- kłopoty.To zdarzało się od czasu, kiedy moja wędrówka zakończyła się w tym mieście. Pierwszego dnia poznałem Sev'a i się zaprzyjaźniliśmy.
- No, było fajnie, ale ja już lecę. - powiedział odlatując.
Patrzyłem jeszcze, gdzie leci, a potem udałem sie na spacer. Mijałem różne psy, ale jakoś nigdy z żadnym się nie zapoznałem.
- Cześć. - usłyszałem. - Jestem Renesmee. A ty?
Odwróciłem się i ujrzałem suczkę rasy Golden Retriever.
- Axel . - odparłem,
- Mieszkasz tutaj? - spytała.
- Myhmm. - mruknąłem kiwając głową.
- Masz właściciela? - znów zadała pytanie.
- Nie. - odpowiedziałem.
- A... należysz do jakiejś sfory? - zapytała. Zadawała mi pytania jak na wywiadzie!
- Też nie. - powiedziałem.
- A chcesz dołączyć do mojej i mojego brata? - zapytała z nadzieją.
- Chętnie. - uśmiechnąłem się.
Tak dołączyłem do Sfory.

Od Luny C.D. Naix'a

Carmelinne i ja powoli dotarłyśmy na Ulicę Marzeń. Weszłyśmy do domu, oczywiście najpierw tradycyjnie stałyśmy pięć minut przed drzwiami, bo moja pani szukała kluczy. Potem położyłam się na legowisku czekając aż na dźwięk sypanej do miski karmy. Jakaś nowa, ekologiczna. Zastanawiałam się, która z koleżanek Carmelinne poleciła jej to świństwo. Ale cóż mogłam zrobić widząc jej uśmiechniętą twarz, kiedy mówiła „Luna zjedz wszystko! Będziesz miała śliczną sierść i zdrowe ząbki.”. Taa... chyba raczej się porzygam. Cóż to naprawdę denerwujące, że ludzie nie rozumieją psów. Kiedy już dostałam jeść, zmusiłam się by je przełknąć. Powlokłam się w kierunku dywanu koło kominka. Słyszałam jak po domu krząta się Carmelinne, ale mało mnie to w tej chwili obchodziło. Zamknęłam oczy i zasnęłam…

~~ Następnego dnia ~~

Luna, wstawaj ! – krzyknęła Carmelinne zbiegając z hukiem po schodach. Poniedziałek. Zaczyna się cykl pięciu dni wstawania o 5.00 rano. Oto uroki bycia psem „kobiety pracującej”. Nie żebym była leniwa, ale wolałabym dłużej pospać. Powoli podniosłam się i podeszłam do okna. Oparłam przednie łapy na parapecie i zerknęłam przez szybę. Słońce. Przynajmniej to, choć chmury, które powoli przesuwały się po niebie bynajmniej nie wyglądały zachęcającą. Pewnie potem zacznie padać, ale trudno. Podeszłam do mojej pani, która szamotała się z suwakiem od kurtki, jednocześnie wkładając buty i czesząc włosy. Nigdy nie byłam w stanie zrozumieć tej ludzkiej idei robienia wszystkiego naraz. Carmelinne przypięła mi smycz i wyszłyśmy. Parę metrów prosto, na mały skwer i do domu. Rano nie było czasu na długie spacery.
- No to pa Luna! Możliwe, że wrócę dzisiaj trochę później. Dzwonili z kliniki, że mają jakiś ciężki przypadek. Pies się na wszystkich rzuca. No to pa maleńka!
- Pa! – szczeknęłam i zamerdałam ogonem. Szkoda, że nie mogła mnie zrozumieć. A co do tego psa… no cóż, każdy ma jakieś problemy. Carmelinne wyszła, a ja sunęłam po domu bez namysłu. Nudziło mi się. Co prawda do spotkania z Naix’em zostało jeszcze dużo czasu, ale mimo to postanowiłam już tam iść. Dość szybko dotarłam do parku. Ku mojemu zaskoczeniu golden już na mnie czekał. Podeszłam do niego.
- Cześć!
- Witaj, Luna! – odpowiedział Naix.
- No to, co? Gdzie pójdziemy? – zapytałam.

<Naix?>

Nowy Pies! Oto Axel!

Axel
Owczarek Szkocki (Collie)
Autor: Violet15

Witamy Axel! Pragniemy Cię ciepło przywitać w naszej sforze! Mamy nadzieję, że Ci się podoba i znajdziesz w śród nas wielu przyjaciół, no i swoją księżniczkę :3
Życzymy Ci tego jak i samych dóbr w Szczęśliwych Chwilach!

Od Yoshi C.D Naix

Naix z głośnym pluskiem wylądował w stawie rozbryzgując wodę na wszystkie strony, a co za tym idzie nam nie też. Spojrzałam w stronę Katniss, która była wyraźnie pogrążona w lekturze. Uśmiechnęłam się pod nosem
~ I tak jestem już mokra
I wskoczyłam za psem do wody. Zanurkowałam by po chwilo wynurzyć się cała mokra i uśmiechem na pysku.
- No i co? - spytał Naix uśmiechnięty
- No nic. I tak byłam już mokra - mruknęłam znów patrząc na moją właścicielkę
- Właściciel to tylko niepotrzebny ciężar, ograniczenie wolności - powiedział poważniejąc gdy tylko zauważył jak zerkam na Katniss
- Ale to też ciepłe miejsce do spania, jedzenie gdy tylko zapragniesz, czysta woda pitna i towarzystwo, którego czasem może nam zabraknąć - odparłam cicho lecz pewnie
<Naix ?>

wtorek, 18 lutego 2014

Od Renesmee C.D. Jared'a

W błyskawicznym tempie obiegłam duży skalniak i zręcznie ominęłam zraszacze. Dzięki temu w kilka sekund znalazłam się przy wyjściu z ogródka,a zaraz po tym na ulicy. Cler ufa mi bezgranicznie i wie, że nie zrobię głupoty wychodząc poza posesję domu.Pojawiłam się przed domem nowych sąsiadów. Zaszczekałam wesoło, a pies, z którym wcześniej gawędziła przez wysoki, drewniany płot zjawił się przede mną.
-Teraz możemy porozmawiać normalnie - uśmiechnęłam się przyjaźnie lekko przekrzywiając głowę.
-Słusznie. Jest ktoś tu jeszcze z psów? - zapytał rozglądając się po wszystkich domach w zasięgu jego wzroku.
-Z tego co wiem to parę jest. Niestety osobiście ich nie znam, prócz mojego brata Jack'a - odparłam, a moje kąciki pyszczka odruchowo uniosły się lekko w górę. - Jeśli chcesz mogę ci pokazać tą okolicę. Mieszkam tu troszkę dłużej i znam parę fajnych miejsc.
-Świetnie, chętnie rozprostuję łapy po dość długiej jeździe samochodem - po tych słowach wraz z Jared'em ruszyliśmy wolnym truchtem po chodniku kierując się prosto do parku. Na miejscu pobiegaliśmy trochę dając upust swojej energii. Spotkaliśmy tam wiele psów. Z pewnością chociaż parę z nich zamieszkiwało okolicę Ulicy Marzeń. Następnym przystankiem naszego spaceru okazała się plaża. 
-Cudowna dziś pogoda! W sam raz na odwiedzenie plaży! - próbowałam przekrzyczeć piski małych dzieci taplających się w wodzie. Na szczęście Jared to usłyszał i przyznał mi rację skinieniem głowy. Po tym geście szturchnął mnie lekko w bok i z niebywałą prędkością znalazł się o kilkanaście metrów dalej niż przed chwilą był.
-Kto pierwszy w wodzie! - krzyknął w moją stronę.
-Ej to nie fair! - odkrzyknęłam przez śmiech, ale mimo wszystko puściłam się w pogoń za Jared'em. Skubany szybki był! Jednak tuż przy brzegu zahamował gwałtownie co spowodowało, że jego łapy znalazły się głęboko pod piaskiem. Pewnie chciał dać mi szansę, lecz nie mogłam wyhamować i o mały włos Jared skończyłby przeze mnie z pyszczkiem w wodzie. Fartem udało mi się go wyminąć i z wielkim pluskiem to ja wpadłam do morza. Woda sięgała mi prawie do przedramienia. Najwidoczniej musiało to bardzo śmiesznie wygadać bo Jared i mała grupka dzieci roześmiali się aż do łez. Z godnością uniosłam łeb, ale sama nie mogłam wytrzymać i parsknęłam śmiechem. 
-Możemy uznać, że wygrałaś - powiedział Jared z trudem opanowując śmiech
-Ale ty łapami dotknąłeś wody - zauważyłam dopiero teraz dostrzegając, że Jared również sam bez mojej pomocy skończył by w wodzie.
-Powiedzmy, że to remis - oboje zgodziliśmy się na to rozwiązanie. Przez parę chwil popluskaliśmy się w wodzie, a gdy już uznaliśmy, że czas nieubłagalnie mija skończyliśmy zabawę. Nasza sierść szybko wyschła, więc gdy wróciliśmy do naszej okolicy wyglądaliśmy tak samo jak przed paroma godzinami. 
-To tylko parę z wielu miejsc - wyjaśniłam. 

(Jared? Brak weny ;-;)

Od Jared'a

Idąc w ślady mojego właściciela, po raz ostatni ogarnąłem wzrokiem ogromny salon. Meble stały w tych samych miejscach co kilkanaście miesięcy wcześniej. Obrazy wiszące na ścianach, czy nawet mały stolik do kawy - nic się nie zmieniło. Tak jakby czas spędzony z Maxwellem był jedynie przerażającym koszmarem sennym. Dla odgonienia tej myśli przejechałem językiem po rzędach ostrych kłów. Sztucznych kłów. Wciąż mogłem wyczuć chemiczny posmak substancji, z której zrobione były moje nowe zęby.
Westchnąłem cicho, odwracając wzrok od tego, okrytego niewyjaśnionym spokojem miejsca. Po feralnym zdarzeniu Ian postanowił się usamodzielnić, pokazać rodzicom, że mogą mu zaufać i w końcu być z niego dumni. Ci jednak nie pochlebiali pomysłu młodego dorosłego. Przecież świat był tak niebezpieczny... A ja sam tego dowiodłem. Nie podobało im się, że zabiera mnie ze sobą. Choć myślę, że cała trójka świetnie zdawała sobie sprawę z tego, że chłopak bez problemu poradzi sobie z obowiązkami wiążącymi się... No cóż, ze mną.
- Chodź, stary - Ian położył mi dłoń na głowie, po czym pogładził mnie delikatnie za uchem. Zareagowałem krótkim machnięciem ogona. Spojrzałem się na niego błyszczącymi oczami. Tak, przybrałem pozę wiernego towarzysza, chciałem choć trochę dodać mu otuchy. To była ciężka decyzja, szczególnie dla niego. Byłem naprawdę dumny z tego, że postanowił zabrać ze sobą właśnie mnie. Uważałem, że była to poważne potwierdzenie zaufania, którym był w stanie mnie obdarzyć.
Wyszliśmy na świeże powietrze. Wiatr hulał beztrosko po ogromnym ogrodzie państwa O'Shea. Przed nami rozciągał się zielony, wilgotny od rosy trawnik. Wybraliśmy drogę przez wykładaną kamieniami ścieżkę, która faliście prowadziła ku olbrzymiej bramie. Szczekałem radośnie oznajmiając wszem i wobec, że opuszczam to podwórko i wybiegam w świat.
- Jared! Cisza! - zaśmiał się Ian, wychylając nieco głowę znad kartonowego pudła. Zawyłem tryumfalnie wskakując na miejsce pasażera. Serce biło mi jak oszalałe. Chłopak obszedł auto i zasiadł za kierownicą. Zamknął drzwi i nastała głucha cisza. Odetchnął cicho i posłał mi niepewne spojrzenie, w odpowiedzi zaskamlałem ponaglająco. Nie było czasu na zmianę decyzji, nie! Nie teraz!
- Tak, wiem... - uśmiechnął się do mnie lekko. Z pewnym wahaniem przekręcił kluczyk i... Ruszyliśmy.
~*~
Pomijając fakt, że nienawidzę podróży autem, było naprawdę wspaniale! Ian dopiero po pewnym czasie w pełni się rozluźnił i aż do zakończenia podróży śpiewaliśmy przypadkowe piosenki z radia. Mój śpiew wywoływał u chłopaka nagłe wybuchy śmiechu. Raz zatrzymaliśmy się przy budce z żółtym, halucynogennym 'M'. Pachniało tam naprawdę anielsko, a po krótkiej wymianie zdań z prostokątnym pudłem dostaliśmy tajemniczy, brązowawy papier. Ach! Jak on cudownie pachniał, ślina zbierała mi się w kącikach ust, a w brzuchu zaburczało głośno. Ian zareagował na to cichym prychnięciem.
- Proszę - rzucił w moją stronę frytkę! Złapałem ją i połknąłem w całości, zupełnie zapominając o pogryzieniu jej. - J, nie wiedziałem, że byłeś aż tak głody - pokręcił głową z dezaprobatą. W kartonowym pudełeczku podał mi kilka kurczaków. Je również zjadłem ze smakiem.
Oblizałem nos w geście podziękowania.
Na miejscu byliśmy niewiele potem. Ian zatrzymał samochód przed wspaniałym domem, oświetlonym ze wszystkich stron. Na jego widok uśmiechnąłem się nieco. Czyli to był mój nowy dom... Wyskoczyłem z auta odszczekując głośne powitanie.
- Cii! Jared! Oni jeszcze nas nie znają, niech żyją w słodkiej nieświadomości... - mruknął, a twarz wykrzywił mu wyraz zakłopotania. No tak. Naprawdę lubię sobie poszczekać, a chłopak dobrze o tym wiedział. Położyłem uszy po sobie, przyrzekłem sobie w duchu, że będę ciszej.
Miękka trawa pod moimi łapami zamieniła się w kamień. Dochodziliśmy do obszernych drzwi, gdzie stał pęk balonów i napis 'Witamy w domu'. Wymieniliśmy z Ian'em spojrzenia. Wyjął z kieszeni pęk kluczy i otworzył nimi drzwi. Uderzył mnie w pysk zapach nowości. Wszędzie, jak okiem sięgnąć rozciągała się biała posadzka, a z podłogi wyrastały śnieżne ściany. Było tu pusto, dom czekał aż go ktoś w końcu umebluje. Ruszyłem przed siebie zwiedzając opustoszałe miejsce.
- I co, psie? Co o tym myślisz? - usłyszałem gdzieś za sobą. Zawyłem w odpowiedzi.
Dom na dole miał tylko salon, kuchnie i jadalnie. Piętro wyżej znajdował się ogrom pokoi, które w przyszłości miały stać się nasze. Odnalazłem przeszklone drzwi prowadzące wprost do ogrodu. W ogrodzie znajdował się spory basen. Miałem właśnie do niego wskoczyć, kiedy za płotem coś się poruszyło. Instynkt nakazał mi cofnąć się o parę kroków, zgarbić nieco i unieść wargi.
- Spokojnie! - szepnął nieproszony gość. Nadstawiłem uszu, robiąc niepewny krok w stronę ogrodzenia.
- Ty jesteś ten nowy, tak? - zaśmiała się serdecznie.
- Ten nowy? - zmarszczyłem brwi, choć byłem pewien, że suczka (wywnioskowałem to po głosie) nie jest w stanie mnie dojrzeć.
- Tak, od kilku dni krążą pogłoski, że ktoś ma się tu wprowadzić. A raczej już się wprowadził. Jestem Renesmee - przedstawiła się.
- Jared, miło poznać - uśmiechnąłem się delikatnie, aczkolwiek i tego gestu suczka nie zauważyła.

(Renesmee? :3)

Od Naix'a C.D. Yoshi

- Na co czekasz? - uśmiechnąłem się radośnie spoglądając w kierunku nieznajomej.
- Na nic. - odpowiedziała.
- No weź, wiem, że chcesz tam wskoczyć. - wskazałem pyskiem staw.
- Może.
- Ja tam chce i zaraz to zrobie. - znów wyszczerzyłem się do suczki. - Tak wogóle to Naix jestem.
- Yoshi.
Skinąłem pyskiem po czym cofnąłem się kilka kroków w tył. Wadera przekrzywiła łeb w geście zapytania zaś ja oddaląc się na wystarczającą odległość, przystanąłem, spojrzałem na taflę wody i z głośnym szczeknięcie pobiegłem w jej kierunku i wskoczyłem.

< Yoshi? ;3 >

Od Naix'a C.D. Luny

Ulotniłem się szybko. Co prawda było mi trochę smutno i szkoda, że nie towarzyszy mi żadna suczka, ale nie chciałem marnować czasu. Udałem się w bardziej znane tereny czyli do dalszych parków gdzie po długiej i męczącej zabawie, wreszcie udałem się do domu. Choć nikt inny raczej nie powiedziałby tak na starą ruderę z dala od centrum miasta. Budowla co prawda się zapadała, szyby były powybijane, a drzwi wyważone, ale nikomu z lokatorów to nie przeszkadzało. Tak, poza mną kręciło się tu kilku bezdomnych ludzi, którzy przywlekli skąś parę materacy i innych rzeczy, a potem osiedlili się. Co prawda nie ufałem im zbytnio na początku, niektórzy pachnęli tak zwanym przez nich "alkoholem", innym zaś zdażało się dziwnie zachowywać, ale większość z nich łaknęła kontaktu. Więc powolutku dawałem im się czasem pogłaskać, ale niech nikt sobie nie wyobraża, że leżałem wywalony brzuchem do góry. Co to, to nie. Zdażało mi się jedynie jak jakiś dłużej znany człowiek kręcący się w pobliżu wyciągnie rękę lub powoli zacznie się zbliżać, a ja wtedy pozwalałem mu się dotknąć, ale na drobną chwilę.
- Niech ma radochę. - mruczałem wtedy zwykle.
Choć sam powiem szczerze myślami czasem błądziłem na tematy właściciela. Większość psów go miała i czuła się z nim dobrze, a ja? W głębi serca nadal potrzebuje kogoś takiego... Z takimi myślami ułożyłem się w moim kącie i chwilę podziwiałem ludzi i ich dziwne wyczyny, ale zmęczenie wygrało i moje powieki opadły...

~~ Następnego dnia ~~

Obudziło mnie słońce i głośny brzdęk. Komuś musiało spaść na ziemię coś metalowego, ale nie zwracałem na to uwagii. Rano byłem zbyt leniwy nawet na to, by unieść powieki i zorientować się z sytuacji. Jednak dziś wybudziły mnie szybkie kroki zbliżającego się w moją stronę dwunoga.
- Wara. - wymruczałem z lekkim warkotem, ale nie podziałało.
Trza wstać, westchnąłem w myślach i unosząc zmęczone powieki spojrzałem na człowieka, który chyba myślał, że uda mu się mnie zajść niespodziewanie. Dość młody z kilkudniowym zarostem i wonią jaką "szczycili" się ludzie bez domu. Jego blond włosy poderwały się, gdy zbłakany podmuch wiatru wtargnął do domu poprzez rozbitą szybe, a potem opadły prosto na oczy. Zgarnął je ręką, zostawiając przy tym brudny ślad po czym znów spróbował do mnie podejść.
- Nie znam Cię, gościu. - szepnąłem co dla niego musiało się okazać pomrukiem złości bo cofnął się. - I tak trzymać.
Zadowolony podniosłem się na łapy i ruszyłem w stronę umówionego miejsca, by tam zaczekać w spokoju na suczkę.

< Luna? Rozpisałam się niechcący ._. >

poniedziałek, 17 lutego 2014

Od Yoshi

Byłam na spacerze z Katniss po parku i jak zwykle nie odstępowałam mojej pani na krok. Lubiłam jej towarzystwo bo mimo, że nigdy nie mogłam jej odpowiedzieć to ona i tak świetnie wiedziała co chodzi mi po głowie
- No mała, to co wracamy czy chcesz sobie jeszcze polatać? - spytała głaszcząc mnie po głowie z uśmiechem
Rozejrzałam się na około i stwierdzając, że nie ma tu na razie zbyt wiele psów spojrzałam na nią wymownie i się oblizałam
- Dobra to leć, a ja będę tu czekać - odparła ze śmiechem i usiadła na ławce by po chwili wyjąć z torby swoją ulubioną książkę.
Pobiegłam w stronę stawu i przez chwile patrzyłam na swoje odbicie zastanawiając się czy gdybym do niej weszła to czy Katniss była by bardzo zła gdy w rozmyśleniach przeszkodził mi jakiś pies
<Ktoś c:?>

Promowanie!

Kochani, jest nas coraz więcej! Sprawiliście nam wielką radość, że jesteście tu z nami. Jednak może nas być coraz więcej. Niektórzy z was zamieścili na swoich prezentacjach link do nas, za co dziękujemy serdecznie! Ale mam dla Was informację, iż nasza droga Chione wykonała dziś wspaniałą prezentację specjalnie dla Szczęśliwych Chwil! Dziekujemy jej z całego serca! 

Oto prezentacja:
<Wraz z kodem HTML gotowym do skopiowania znajduję się w zakładce "Promowanie">

Od Mikayli Cd Breso

Trochę z niepokojem patrzyłam na psa. Jak wiadomo , nie jestem aż tak łatwa w kontaktach , więc nie wiedziałam co mam robić. Nie chciałam już w pierwszych dniach się kłócić. Zresztą , fajnie jest poznać kogoś nowego.
-Popływamy ?-zaproponował
-Możemy -odparłam trochę z dystansem
Breso mimo to i tak przyjaźnie uśmiechał się do mnie. "Może nie jest taki zły. Dobra ... raz mogę zrobić wyjątek i być miła dla kogoś "-myślałam wchodząc głębiej do wody.
-Pościgamy się ?-spytał
-Czemu nie. W wodzie zawsze fajniej -uśmiechnęłam się

<Breso ? Sorki ,że krótkie >

Od Luny C.D. Naix'a

Zastanawiałam się przez chwilę, co odpowiedzieć Naix'owi. Z jednej strony chciałam iść. Fajne byłoby zobaczyć nowe miejsca i pospacerować z nowo poznanym psem. Jednak Carmelinne... Odwróciłam łeb i dostrzegłam moją panią kilkanaście metrów dalej zaczajoną z aparatem pod jakimś krzakiem. Wyglądała przezabawnie w napięciu czekając, gdy choćby na chwilę ukaże się ukryty w gęstwinie królik czy coś podobnego. Oderwałam od niej spojrzenie i ze smutkiem przeniosłam wzrok na czekającego na odpowiedź goldena.
- Przykro mi, ale naprawdę nie mogę. - powiedziałam wskazując na Carmelinne.
- Szkoda... - pies wyglądał na zawiedzionego. - A innym razem?
- Hmm... Jutro jest poniedziałek, mojej pani nie będzie przez kilka godzin, bo idzie do pracy. Mogłabym wtedy tu przyjść.
- Super. - oczy goldena zaiskrzyły.
- Będę o tej samej godzinie, co dzisiaj. Do zobaczenia Naix.
- Pa. - odpowiedział. Niespiesznie odwróciłam się i wolno pobiegłam do Carmelinne. Zadowolona ze zdjęć wstała i uśmiechnęła się na mój widok.
- No to, co Luna? Idziemy do domu. - podrapała mnie przyjaźnie za uchem i ruszyła w stronę Ulicy Marzeń. Przeszłam parę kroków i zerknęłam do tyłu. Dostrzegłam znikającego pomiędzy drzewami Naix'a.

<Naix ?>

Od Naix'a C.D. Luny

- Naix. - ukłoniłem się z uśmiechem na pysku. - Pani nowa?
- Nie mów do mnie pani.
- No dobrze. Jesteś tu od niedawna, prawda Luna? - usiadłem i przekrzywiłem zabawnie łebek.
- Od pewnego czasu. - burknęła.
Zaś ja na to tylko się roześmiałem i lepiej przyjrzałem nowo poznanej suczce, która patrzyła na mnie spode łba. Pysk ciemny, niemal czarny, zaś reszta ciała biała z śmiesznymi plamkami. Do tego ciemnobrązowe oczy i długie frędzelki, które niemal kusiły, by je pacnąć. Jednak otrząsnąłem się z tych myśli i spytałem:
- Może się przejdziemy?
- Jestem na spacerze.
- Masz właściciela? - spytałem czujnie się jej przyglądając.
- Właścicielkę. - poprawiła.
Zwiesiłem pysk i chwilę się nie odzywałem, gdyż wspomnienia powróciły i zalały mnie niczym wylana rzeka. Suczka co prawda była ciekawa co powiem, ale sama się nie odzywała. Zapewne uznała, że moja historia, moja sprawa. Zaś ja twierdziłem, że historia jest przeszłością i nie można się nią przejmować. Podniosłem pysk i z uśmiechem zadałem kolejne pytanie:
- A gdzieś blisko? Albo kiedy indziej? Znam dużo ciekawych miejsc.

< Luna? >

niedziela, 16 lutego 2014

Od Luny C.D. Naix'a

- Uważaj! Co ty sobie myślisz wbiegając bez uprzedzenia na inne psy?! – odpowiedziałam na jego żałosną wymówkę. Było około godziny 14.30 i tak jak zwykle wybrałam się z Carmelinne do parku. Moja pani puściła mnie luzem, a sama tymczasem fotografowała kwiatki, drzewa i koty. Tak… parę ich tu chodziło. Nie miałam najmniejszej ochoty patrzeć na te godne pożałowania zwierzęta, więc na własną łapę postanowiłam pozwiedzać tutejszy park. Była ładna pogoda, nie padało, wiał jedynie lekki, orzeźwiający wiaterek. Nic dodać, nic ująć. Od paru minut szłam z nosem przy ziemi, podążając tropem wiewiórki. Cóż, dobre i to, kiedy nie ma się nic do roboty. Zatrzymałam się na chwilę, żeby ustalić, w którą teraz pójść stronę,kiedy wpadł na mnie golden retriever prawie mnie przewracając. Jego sierść, chodź ubrudzona i w nieładzie lśniła złotem w blasku słońca. Duże piwne oczy patrzyły teraz na mnie z pomieszaniem.

- Naprawdę przepraszam. To przez przypadek… zagapiłem się… - wyjąkał, zmieszany moim zdenerwowaniem.
- Właśnie widzę. – odpowiedziałam sucho. Jednak po chwili uśmiechnęłam się patrząc na szczerze zmartwionego goldena. Pies odetchnął z ulgą.
-Jestem Luna, a ty? – zapytałam przyjaznym tonem, chcąc naprawić mój wcześniejszy wybuch złości. Owszem wpadł na mnie, ale ja również nie zachowałam się jak na dobrze ułożonego psa przystało.

<Naix?>

Od Naix'a

Od dwóch dni nie miałem nic w pysku. Moje pokojowe próby wyżebrania czegoś od ludzi nic nie dawały. Prawie wogóle nie zwracali uwagii ani na moje zabiedzenie, ani na drobny urok jaki ma każdy pies. Owszem, zdażały się wyjątki, ale Ci zazwyczaj wyciągali w moją stronę dłoń z jedzeniem, a nie rzucali je obok mnie. Przez co byłem skazany na głód. Nie zamierzałem zbliżać się do zdradzieckich rąk człowieka, którymi tak łatwo może sprawiać ból. Niby miłe, drapiące pieszczotliwie za uchem, a potem ukazują prawdziwe oblicze i znęcają się nie dając innym żadnych szans. Tacy właśnie są. Ludzie. Istoty podobno najmądrzejsze, ale przez władze jaką mają często stają się głupi, nierozsądni i bezlitośni. Tak sobie w myślach wyliczałem ich zbrodnie, kiedy przerwał mi to dźwięk wydobywający się z mojego brzucha.
- Trzeba coś zjeść. - mruknąłem.
Po czym z głośnym westchnieniem powoli zmusiłem moje łapy do ruchu. Kierowałem się w stronę stoiska z jedzeniem, które często rozkładają na targach, by coś ukraść. Tak, ukraść. Wiem, że to źle i mimo mojej przeszłości nie powinienem tego robić, ale co mi zostało? Mogłem jeszcze próbować polować, ale ze sztuką tą zaznajamiam się ledwie od dwóch tygodni i wątpie, by coś z tego wyszło. Tak więc zbliżałem się do hot dogowego stoiska spokojnym truchtem, starannie mijając ludzi. Po czym jednym płynnym ruchem wsunąłem się pod stół. Tam zaczekałem, aż sprzedawca się kawałek oddali i mój pysk wyskoczył zwinnie niczym wąż po czym pochwycił jedzenie. Nim ktoś się zorientował zdążyłem wsunąć cztery parówki, a potem musiałem uciekać z piątą. Gość zaczął obrzucać mnie wyzwiskami i ścigać. Na szczęście byłem szybszy oraz lepiej znałem teren. Po jakiś stu metrach ukazywał się skrót gdzie była 1,5 metrowa szopa. Dla człowieka był to pewien wysiłek i zmarnowany czas, by się na nią wdrapać, jednak moje łapy zgrabnie odbiły się od ziemii, a potem wylądowałem na dachu, gdzie już miałem wygraną w kieszeni. Człowiek nawet jeśli muskularny to musi się pewien czas wdrapywać, biec i zeskakiwać, przez co ja zyskuje czas na ucieczkę. Teraz było nawet lepiej bo owy mężczyzna po wejściu na dach i zobaczeniu mnie znacznie dalej, stwierdził, że nie ma sensu ścigać mnie dalej i zawrócił. Zaś ja z uśmiechem na pysku, skinął łbem jakby w podzięce i skończyłem posiłek. Przez jeszcze pewien czas czułem w brzuchu to okropne uczucie, gdy do pustego żołądka wpada pokarm jednak postanowiłem to zignorować i udać się do parku. Futro miałem co prawda w nieładzie, ale nie miałem ochoty na kąpiel w rzece. Liczyłem bardziej na spotkanie z przyjaciółmi, ale biegnąc w znane nam miejsce spotkań, wpadłem na jakąś suczkę.
- Bardzo panią przepraszam. - wydukałem z żałosnym uśmiechem.
Ta spojrzała na mnie spode łba i...

< Jakaś suczka? :3 >

Od Breso

Ze spokojem patrzyłem na psią Ulicę Marzeń. Wiosna chyba dla niej wprost porą stworzoną.
-Breso , wskakuj do auta -zachęcała mnie Ami
-Woof ! -szczeknąłem radośnie układajac się na tylnym siedzeniu.
Amoria postanowiła chyba pojechać na plażę. Lubię plażę ! Przez całą drogę wystawiałem pysk przez szybę i patrzyłem na gigantyczną zatokę, widoczną z daleka.
-Wygląda super !!! -krzyknąłem sam do siebie
-Breso , łobuzie jeden ! Weź ten pysk -zaśmiała się Amorii
W moich oczach iskrzył się uśmieszek , ale posłusznie schowałem pysk. Nie przestałem jednak patrzeć na okolicę. Wreszcie , po jakichś 25 minutach dojechaliśmy.
-Wysiadaj i leć kogoś poznać -odparła moja pani wypakowując się.
Poczekałem chwile aż usadowi się na plazy i pobiegłem prędko do wody. Od razu udało mi się zauważyć jakąś goldenkę.
-Hej -powiedziałem łagodnie
-Cześć -odpowiedziała
-Jestem Breso , a ty ?-spytałem
-Mikayla , ale mów mi Mika -przedstawiła się i uśmiechnęła nieśmiało.
Przyjaźnie odparłem jej uśmiechem i podpłynąłem bliżej. Miałem nadzieję ,że zechce ze mną trochę popływać.


(Mika ? :P)

Nowy Pies! Witamy Lawliet!

Lawliet
Nova Scotia Duck Tolling Retriever
Autor: Aszlo

Witamy serdecznie Lawliet! Jako iż dołączyłaś do nas w pierwszej dwudziestce spodziewaj się małego upominku na Howrse (jednak dopiero jutro :<) Życzymy Ci z całego serca wszystkiego dobrego!

Nowy Pies! Gorąco Witamy Caprice!

Caprice
Border Collie
Autor: brienne

Witamy śliczny, nowy pyszczek w sforze :3 Doczekałam się w końcu border collie ^^ Droga Caprice, pragnę Ci żuyczyć byś pozostała z nami jak najdlużej...No i oczywiście byś się dobrze bawiła! 
Ps. Na wyminach czeka Cię mała niespodzianka 

Nowy właściciel! Carmelinne Pike!

Carmelinne Pike
20 lat
Autor: Yasmine

Oto właścicielka Luny! Witamy panią Pike i życzymy jej miłych chwil spędzonych na Ulicy Marzeń.

Nowy Pies! Powitajmy Lunę!

Luna
Seter angielski
Autor:  Yasmine

Witamy serdecznie nową rasę! Jako iż dołączyłaś w pierwszej dwudziestce otrzymujesz od nas drobny upominek. Życzymy Ci wiele pozytywnych wrażeń i przygód.

Jared ma właściciela!

Imię i Nazwisko: Ian O'Shea
Wiek: 19 lat
Autor: Chione

<Przepraszam za opuźnienia ;-;>

Nowa Członkini ~ Mikelya !

Mikayla (Mika)
 Golden Retriever
Autor : Holiday 

Kolejny Członek ! Mnie rozpiera radość ^^ Miło nam cie tutaj gościć mam nadzieje że zostaniesz u nas na bardzo długo , przeżyjesz dużo wspaniałych przygód i spotkasz wielu nowych przyjaciół ;) 
Wraz z Mykaylą przybywa do nas jej opiekun ! 

Imię i Nazwisko : Jennifer Garner
Wiek : 41 lat
Autor : Holiday 

Nowy Członek ! ~ Naix

Naix 
Golden Retriever
Autor : Safira00 

Ciesze się że przybyłeś w nasze skromne progi i postanowiłeś przeżyć z nami szczęśliwe chwile xd Mam nadzieje że ci się tutaj powiedzie spotkasz wielu znajomych i kto wie może spotkasz drugą połówkę ? 
Życzę ci tego wszystkiego i jeszcze więcej ! A to że jesteś w pierwszej 20 sprowadza się do drobnego upominku który na ciebie na pewno czeka ;) 

Nowa Członkini ! ~ Witamy Yoshi !

Yoshi 
Golden Retriever
Autor : nikes 

Witamy kolejnego psiaka ! Cieszę że do nas przybyłaś życzę wszystkiego co najlepsze miłości , szczęścia i w ogóle powodzenia w sforze ^^ To że jesteś jedną z pierwszej 20 czeka na ciebie mały upominek ! 
Wraz z naszym kolejnym psiakiem przybywa nowa właścicielka ! 

Imię i Nazwisko: Katniss Cristall
Wiek: 22 lata
Autor : nikes 

sobota, 15 lutego 2014

Nowy Członek ! ~ Witamy Breso !

Breso 
Pudel 
Autor : Queen_s

Witamy drugiego członka sfory ! Miło nam cie tutaj gościć życzę miłych chwili , wspaniałych przygód i bardzo fajny wspomnień ! Jako że przybyłeś do nas jako drugi członek oczekuj małego prezenciku ;) 
Wraz z naszym nowych członkiem przybywa nowy właściciel ! 

 Amoria (Ami) Caballo
25 lat 
Opiekuje się : Breso 

Witamy nowego - tym samym pierwszego- Psa! Witaj Jared!

Jared
Owczarek Szwajcarski
Autor: Chione

Witamy pierwszego członka w naszej sforze! Jako, iż dołączyłeś w pierwszej dwudziestce, na wymianach (Howrse) czeka Cię mała niespodzianka :3 Liczymy, że zostaniesz z nami na długi czas i spędzisz tu miłe chwile!

Witam - Znowu ! xD

Witamy w Sforze Szczęśliwe Chwile ! 
Jeśli ktoś woli Szczęście Na Czterech Łapach ! 

W tej chwili znajdujecie się na najnowszej sforze w internecie , mamy ten zaszczyt wam przedstawić taką oto sforę. Oczywiście mam zamiar wam także podziękować za samo wejście na tą stronkę no i oczekujemy iż bardzo szybko zapełni się nowymi członkami ^^ Mam także kolejny zaszczyt podziękować dwóm wspaniałym osóbką które zgłosiły się aby nam pomóc w oprawie graficznej czyli : banerach , avatarach oraz prezentacjach które już nie długo się pojawią na naszej sforze wraz z kodami poinformujemy kiedy do tego dojdzie. Ale już teraz im bardzo gorąco dziękuje ponieważ zgłosiły się bardzo szybko i bardzo szybko wzięły się do roboty tymi osóbkami są : brienne oraz Chione . Jeszcze raz bardzo wam dziękujemy i gorąco polecamy. No więc nie pozostaje mi już nic innego niż uznanie bloga za oficjalnie otwartego ! 

~ juliaalapiotrek oraz Ness Cullen