niedziela, 30 marca 2014

Od Ayoko

Moja właścicielka nagle zatrzymała się przed wystawą jednego z licznych sklepów muzycznych znajdujących się na ulicy Marzeń, tam gdzie razem z nią się przeprowadziłam. Nagle zauważyłam idącego w naszą stronę owczarka szwajcarskiego, lecz starałam się nie zwracać na niego zbytniej uwagi.
-Poczekasz chwilę?-zapytała nagle Elisabeth przywiązując moją smycz do stojącej na przeciwko owego sklepu latarni.
Owczarek, wraz ze swoim właścicielem, lecz jak szybko się pojawili, tak i szybko zniknęli. Zaraz potem ze sklepu muzycznego wyszła moja właścicielka trzymająca w ręku płytę. Rozłożyła mapę naszej dzielnicy i zaczęła mierzyć po niej wzrokiem.
-Psi park jest...-tutaj się zacięła na dość długi czas-tutaj!-krzyknęła stukając palcem w mapę, której o mało co nie przedarła
Razem ruszyłyśmy w stronę naszego mieszkania. Niedaleko niego, jak się okazało, znajdował się psi park. Gdy tylko weszłyśmy, ciemnowłosa dziewczyna spuściła mnie ze smyczy, abym po długiej podróży rozprostowała kości. Zaczęłam robić to, co naprawdę lubię. Ścigałam się z wiatrem dobre dziesięć minut, lecz przeszkodził mi pies, który na mnie wpadł.
-Nic ci nie jest?-zapytał biały owczarek szwajcarski pomagając mi wstać. Podejrzewałam, że był to ten sam pies, którego widziałam wtedy przed sklepem.
-Nie.-odpowiedziałam mu krótko i na temat, czyli tak, jak lubię.
Gdy wstałam, szybko odwróciłam wzrok i poszłam w swoją stronę, natrętny owczarek jednak podążał za mną. Gdy robił to przez kolejne pięć minut, nie wytrzymałam.
-Odczepisz się, czy wolisz za mną chodzić?-zapytałam jeszcze spokojnie, nie zwracając uwagi na psa
-Hmm...nie ma nic lepszego do roboty. A tak przy okazji, jestem Jared.-powiedział uśmiechając się
-Ayoko, jeśli już musisz wiedzieć.-odpowiedziałam z dezaprobatą nie odwzajemniając uśmiechu psa

(Jared?)

Nowa Suczka! Witaj Ayoko!

Ayoko
 Retriever Z Nowej Szkocji
Autor: Helene~

Powitajmy nową suczkę! Przedstawiamy Ayoko! Z całego serca życzymy Ci aby chwile spędzone z nami w sforze były dla Ciebie świetnie wykorzystanym czasem. Witaj w sforze Szczęśliwe Chwile!

A oto właścicielka Ayoko - Elisabeth!
 Elisabeth Hayley Larsen

sobota, 29 marca 2014

Od Cathérine

Otworzyłam jedno zaspane oko i zauważyłam Kimberly leżącą jeszcze w swoim łóżku. Spojrzałam na budzik stojący na półce nocnej umiejscowionej koło łóżka mojej właścicielki. Była 8:30- pora idealna na poranny spacer. Cicho zbiegłam po schodach, starając się nie budzić innych domowników. Uchyliłam łapą drzwi frontowo i wyszłam na ulicę, której nie znałam nawet nazwy. Za sobą usłyszałam kroki, obejrzałam się za siebie, po czym zauważyłam idącego w ślad za mną owczarka australijskiego. Szybko odwróciłam pysk w swoją stronę i starałam się już nie patrzeć na psa, lecz można powiedzieć, że ona sam się przyplątał.
-Cześć...jak masz na imię?-zaczął nieśmiało idąc już koło mnie
-Nie twoja sprawa.-odpowiedziałam oschle i przyspieszyłam kroku, lecz pies nie ustępował
-Eee...co taka zgorzkniała?-powiedział, po czym uśmiechnął się. Ja nie miałam zamiaru odwzajemniać tego gestu, lecz to zrobiłam
-Charakter.-powiedziałam starając się nie patrzeć na psa
-Aha. To może zacznijmy od początku. Ja jestem Loser, ale możesz mi mówić Los, a ty?-zapytał wyszczerzając się do mnie jeszcze bardziej
-Cathérine, ale mów mi Cath.-odpowiedziałam, po czym spojrzałam w oczy psa. Widać było w nich coś takiego jak w moich- wieczny smutek pozostały po dawnych latach. Czułam, że jesteśmy do siebie podobni, lecz nie zamierzałam tego mówić.
-Yyy...jesteś już w sforze?-zapytał, tak, jak by od tego pytania zależało całe jego życie
-Przepraszam, ale nie wiem, o co ci chodzi.-przyznałam trochę zmieszana
-Szczęście Na Czterech Łapach, sfora ulicy Marzeń-powiedziała suczka, która nagle pojawiła się za nami
-Ja jestem Renesmee- założycielka-powiedziała, po czym szeroko się do nas uśmiechnęła

(Loser? Brak weny 'x')

Od Loser'a

Z jednej strony bardzo się cieszyłem na przeprowadzkę, ponieważ nowe znajomości, miejsca i w ogóle wszystko nowe, ale z drugiej przyzwyczaiłem się już do tego domu i otoczenia, więc dziwnie by było go teraz opuszczać.
Walizki były już spakowane. Byłem tak podekscytowany jutrzejszym lotem, że nie mogłem spać przez całą noc...

~Następnego dnia~

Około godziny piętnastej wyjechaliśmy na lotnisko, zanim się obejrzałem wsiadaliśmy do samolotu. Mnie umieszczono w klatce do bagażnika z innymi zwierzętami. Postanowiłem trochę pospać aby nadrobić poprzednią noc...

~Kilka godzin później~

Lekko uchyliłem powieki i ujrzałem jedną z hostess, która wynosiła klatki z pupilami innych klientów owych lini lotniczych. Po jakimś czasie kobieta zabrała się za mnie.
Za chwilę odebrała mnie Tiffany, wypuściła z klatki i zapięła smycz. Teraz kierowaliśmy się po bagaże.
Kiedy moja pani odebrała nasze rzeczy skierowaliśmy się do miejsca gdzie odebrać nas miała znajoma Tiffany. Czerwone porsche stało już na miejscu. Dziewczyny spakowały walizki i ruszyły w drogę do naszego nowego domu.
Podsłuchałem że mieścił się on w miejscu przez niektórych nazywanym "Ulica Marzeń"...

~Następnego dnia~

Wszystko było już urządzone, a walizki rozpakowane...
Dopiero co przeprowadziliśmy się razem z Tiffany, a ja chciałem kogoś poznać. Postanowiłem trochę się poszwendać po okolicy w poszukiwaniu innych psów.

<Ktoś? Coś? Gdzieś?>

Cassidy oschodzi!

                                       

Żegnamy Cassidy. Jej autorka postanowiła wraz z Cassidy opuścić sforę. Liczymy, że kiedyś do nas wrócą i życzymy im szczęścia poza Ulicą Marzeń. 

Nowa suczka! Przedstawiamy Cathérine!

Cathérine
Border Collie
Autor:  Savannah~

Witamy Cathérine! Oto kolejny Border Collie w naszej sforze, cudna nieprawdaż? Wszyscy składamy Ci najlepsze życzenia i trzymamy kciuki za Ciebie! Witaj na Ulicy Marzeń!

A oto właścicielka Cathérine - Kimberly!
Kimberly Anastasia Montrose

piątek, 28 marca 2014

Od Leaf'a C.D. Lawilet

-Hmm... - zastanowiłem się - Może... popływamy?
Lawilet chyba spodobał się ten pomysł. Ruszyliśmy wolnym krokiem nad staw. Lekki wietrzyk muskał naszą sierść. W powietrzu unosił się zapach kwiatów. Stanąłem patrząc na staw. Niespodziewanie poczułem szybkie popchniecie. To Lawilet.... Zanim się obejrzałem, przykryła mnie warstwa wody. Chciałem wypłynąć, ale wpadłem na pewien pomysł... Podpłynąłem niepostrzeżenie do mostu. Chronił mnie przed silnym słońcem. Nabrałem powietrza i znów się zanurzyłem. Suczka przestraszyła się nie widząc mnie przed dłuższy czas. Przemknąłem wzdłuż pasma krzewów i stanąłem za psem. Skoczyłem na nią i ponownie znaleźliśmy się w wodzie...
<L?>

czwartek, 27 marca 2014

Od Renesmee C.D. Cassidy

Powoli ruszyłyśmy w stronę Ulicy Marzeń. Dostosowałam tempo tak, by nie zmęczyć obolałej Cassidy.
-Cassidy...? - zaczęłam trochę niepewnie.
-Słucham.
-Ty masz właściciela? - zapytałam wymuszając niekształtny uśmiech.
-Nie - odparła stanowczo - jestem wolna.
-Rozumiem...A może chciałabyś zamieszkać przez jakiś czas ze mną i Cler? - zaproponowałam już ze szczerym uśmiechem.
-Nie wiem Renesmee...Nie mam dużego zaufania do ludzi...- westchnęła. Poznałam już wiele psów, które w swoim życiu wiele wycierpiały, przez ludzi...Mimo wszystko chciałam pomóc Cassidy, nie znałam jej prawie wcale, ale czułam, że jest wyjątkowa i zasługuje na pomoc.
-Wiem, wcale się nie dziwię. Cassidy, muszę na chwilkę cię opuścić, mam ważną sprawę, poradzisz sobie sama? - zapytałam trochę zakłopotana, wcale nie miałam zamiaru zostawiać Cassidy samą, lecz muszę zrobić ważną rzecz.
-Tak, oczywiście - uśmiechnęła się do mnie.
-Świetnie. Połóż się tu i nie odchodź nigdzie - poleciłam. Cassidy zgodnie z moim "rozkazem" położyła się na zacisznej polanie niedaleko parku gdzie często polował Naix i Gold. Sama jak najszybciej pobiegłam na plażę. Znałam tam świetne miejsce. Daleko od zamieszania jakie robiły dzieci, turyści itp. Nikt się tam nie zapuszczał. Wystarczyło pobiec na zachód, przepiec przez łuk skalny i wbiec na górkę. Tam znajduje się opuszczona, duża willa. Poprzedni właściciele -zamożne małżeństwo- wyprowadziło się stąd. Weszłam do środka przez drzwi z tyłu domu (mieli kota, więc i wejście było. Niestety, małe dla psich rozmiarów...Ale da się przejść) W środku wszystko pokryte było kurzem. Kanapa, szafki, stoły i wszystko inne przykryte były jakimś materiałem. Najwidoczniej wszystkie te rzeczy nie były potrzebne poprzednim właścicielom. Weszłam po schodach na wyższe piętro. Kilka pokoi, łazienka i garderoba. W jednym, dużym pokoju, wnioskuję, że sypialni znajdował się ogromny balkon. Było z niego widać z pewnością calutką plażę. Zbiegłam na dół i  wyszłam z domu. Zabezpieczyłam wejście, tak by nikt tam nie wszedł. Leczwątpie by w ogóle ktoś miał pojęcie, że ten dom nadal istnieje.
Biegłam szybko z powrotem na Ulicę Marzeń. NA szczęście dziś sporo psów postanowiło wyjść na spacer.
-Hej! Pomożecie mi? - zapytałam zdyszana

<Ktoś chętny? :3>

Nowy Pies! Oto Loser!

Loser
Owczarek Australijski
Autor: Revina

Pragniemy powitać kolejnego psiaka w naszej sforze! Oto Loser, cudowny Owczarek Australijski. Pragniemy mu życzyć cudownych wrażeń, znalezieniu wielu przyjaciół i "tej jedynej", a co najważniejsze Szczęśliwych Chwil razem z nami!

Pragniemy również powitać Tiffany!

 Tiffany Kwon

Od Cassidy: C.D Renesmee

- Wyszłam nocą w góry. Nie pamiętam do końca, ale chyba ześlizgnęłam się ze skały. Znaleźliście mnie dopiero rano.
- Masz dość siły, żeby wyjść na spacer? - powiedziała miłym tonem, zresztą jak zawsze.
- Tak, oczywiście.
Wzięłam jeszcze jednego łyka wody i wyszłyśmy z jaskini.
- Gdzie pójdziemy?
- Nie wiem... Nie znam dobrze tutejszych terenów.
- Może... Ulica Marzeń?
- Dobrze.
Wyruszyłyśmy. Wiał lekki wiatr.
<Renesmee? Ja też nie mam weny >.> >

środa, 26 marca 2014

Od Lawliet C.D. Golden'a

- Zawsze jesteś taki miły? – parsknęłam.
- Zależy dla kogo – mruknął, nie zwracając na mnie większej uwagi. Westchnęłam więc i wyciągnęłam się jeszcze bardziej.
Ale w każdym bądź razie, teraz jesteś niebywale sztywny, pomyślałam. Może kiedyś się wyłamiesz, choć nie liczę na to.
Leżeliśmy tak dobrą godzinę, lecz w milczeniu. Ja nie wiedziałam jak zacząć rozmowę, a Leaf raczej nie miał ochoty jej zaczynać. To też prócz codziennych gwarów dochodzących z fontanny na środku parku, panowała kompletna cisza. Kilka minut potem zebrałam się jednak na odwagę.
- Ech, jeżeli nadal masz zamiar zachowywać się jak rozwrzeszczane, ludzkie bachory, to lepiej, żebym nie przebywała w twoim towarzystwie – westchnęłam zrezygnowana, wstałam, przeciągnęłam się i wolnym krokiem ruszyłam chodnikiem.
Ku mojemu niewielkiemu, ale jednak, zdziwieniu, retriever zrównał ze mną krok. Ja szłam z uniesioną głową, on natomiast trzymał ją lekko spuszczoną.
- Więc… co chciałabyś porobić? – zapytał innym niż dotychczas tonem.
- Liczę na twoją pomysłowość – puściłam do niego oko, uśmiechając się promiennie.

<Golden? Przepraszam, że tak późno, a przy okazji brak pomysłu :/ >

Od Syberii

Otworzyłam jedno ślepie i dokładnie rozejrzałam się po sypialni. Koko i Mello musiały już dawno wstać, gdyż Samantha zdążyła uprzątnąć narobiony przez nie bałagan. Jej łóżko także było posłane, rzeczy na etażerce równo poukładane.
Wyciągnęłam się w swoim posłaniu, zerkając lekko przez ogromne okno, które było na tyle wysokie, że ciągnęło się prawie od sufitu po podłogę. Na zewnątrz panowała piękna pogoda, a w związku z tym Bill kosił trawę na podwórku. Uśmiechnęłam się widząc po raz pierwszy od miesiąca słońce w parze z czystym, błękitnym niebem.
Zeszłam po schodach do kuchni, gdzie jak zawsze czekało na mnie śniadanie. Tam też zastałam dwa, czarno-białe kocury, siedzące na parapecie i uskuteczniające poranną toaletę. Powitały mnie złośliwym miauknięciem, a następnie wyskoczyły przez lekko uchylone okno. Przynajmniej dzisiaj nie będą mnie męczyć.
Gdy napełniłam już swój brzuch jakąś nową karmą, wyszłam się przewietrzyć. Było ciepło, lecz wiał lekki, nieco chłodny wiatr. Ziewnęłam, najwyraźniej jeszcze nie pokonawszy senności i udałam się wolnym krokiem do najbliższego parku.
Kilka dni temu, niejaka suczka Rensemee przyjęła mnie do sfory Szczęścia na Czterech Łapach. Cóż, nie oponowałam, gdyż uznałam, że przyda mi się jakaś inna forma rozrywki oraz ewentualny kontakt z innymi psami.
Gdy doszłam do skweru, zauważyłam wylegującego się pod lipą collie. Muszę jakoś do niego zagadać, pomyślałam. Nie mogę ciągle stronić od innych. Podeszłam więc do niego niepewnie, usiadłam obok i potrząsnęłam głową, udając, że koło uszu lata mi jakiś natrętny owad.
- Piękna dziś pogoda, prawda? – zaczęłam, po zapłonęłam od rumieńców. Nigdy nie miałam talentu do prowadzenia konwersacji.
- Tak, nie narzekam – zaśmiał się. – Jesteś tu nowa? Nigdy cię nie widziałem w tych okolicach.
Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią, dobierając odpowiednie słowa.
- Tak, jestem nowa. Właściwie nowa w tych okolicach – odparłam. – Syberia. – dodałam, przedstawiając się.
- Axel – odrzekł owczarek, odwzajemniając gest.
- A ty? Znasz tutejsze tereny? – zapytałam.

<Axel?>

Od Renesmee C.D. Cassidy

Całe szczęście Cassidy uszła z tego wszystkiego z życiem. Przyniosłam jej obfity posiłek oraz wodę. Podsunęłam prowiant przed nos suczki.
-Dziękuję ci. - powiedziała osłabionym głosem i zaczęła jeść.
-Drobiazg. Cassidy, wiem, że nie masz siły, ale co się stało wczoraj? - zapytałam oczyszczając miejsce z kurzy obok niej i usiadłam.

<Cassidy? Brak weny ;_;>

Od Cassidy: Niezbieczna przygoda

Jak zwykle, nocą wyszłam w góry. Szybko pokonałam skały i stałam już na szczycie.
Wzięłam głęboki oddech. Czułam jak lekko faluje mi futro, wiał wiatr. Wokół mnie krążyło tysiące myśli. Zamknęłam oczy. Zrobiłam kilka kroków do przodu. Jeden, następny i jeszcze jeden... Kolejny... Moja łapa ześlizgnęła się ze śliskiego kamienia...
Otworzyłam powieki. Obudziłam się pod górą cała obolała... Nie wiedziałam co się dzieje... Wszystko było rozmazane. Zapomniałam... wszystko wirowało. Byłam w transie. Wstałam, szłam na oślep. Wpadłam na coś...
- Cas, dobrze się czujesz? - usłyszałam czyjś głos.
- Co... kto to jest Cas?
- Źle z tobą.
Chciałam iść dalej, ale to mnie zatrzymało. Powiedziało:
- Zaczekaj tu, pójdę po Rene - nie dokończył - nie! Nie, nie. Siadaj i siedź. Chciało mi się pić, poszłam do jeziora. Wpadłam do wody.
- Cassidy! - słyszałam w tle.
Ocknęłam się w jaskini. Leżałam na miękkim posłaniu, przede mną stali Naix, Gold, Renesmee i Jared.
Był dzień.
- Coś się stało?
- Miałaś wstrząs mózgu.
- Nie dobrze mi...
Wybiegłam na polanę. Zwymiotowałam wodą. Wróciłam do jaskini i się położyłam.
- Poleż jeszcze trochę.
Zasnęłam.
Rankiem czułam się już dobrze. Oprócz kilku siniaków nic mi się nie stało. Byłam głodna. Chciałam zapolować, ale nie miałam siły. Podeszłą do mnie Renesmee.
<Rene, dokończysz?>

wtorek, 25 marca 2014

Nowa suczka! Przedstawiam Siberian Sun!

Siberian Sun
Owczarek Australijski (Aussie)
Autor: Aszlo

Pragniemy powitać nowego członka naszej sfory! Oto Siberian Sun, śliczna przedstawicielka Owczarków Australijskich. Z całego serca składamy życzenia dla nowo przybyłej no i liczymy, że przeżyjesz w naszym towarzystwie wyłącznie miłe chwile!

Wraz z Siberian Sun do Ulicy Marzeń wprowadza się jej właścicielka - Georgia!
 Georgia McClain

Od Cassidy C.D Gold'a

Od dawna nie jadłam czegoś tak smacznego.
- Dzięki. - Powiedziałam przyjaźnie.
- Nie ma sprawy.
Po zjedzeniu miałam ochotę popływać.
- Gold, może pójdziesz ze mną popływać?
- Chętnie.
- Znasz jakieś fajne miejsce? Bo ja nie za bardzo.
<Gold?>

poniedziałek, 24 marca 2014

Od Renesmee C.D. Gold'a

Położyłam się na podłodze obok krzeseł ustawionych w rzędzie, na których siedzieli ludzie zniecierpliwieni wyczekiwaniem na ich kolej. Najwidoczniej dziś weterynarze dwoili się i troili by przyjąć każdego z czworonożnych pacjentów (zdecydowanie przeważała liczba psów i kotów). Przymknęłam na chwilę oczy zdając się na własny nos. Tyle zapachów wypełniało pomieszczenie, ale kilka z nich wydawały mi się znajome. Po kilu sekundach otworzyłam oczy. Gold z kwaśną miną powarkiwał co jakiś czas na przechodzących ludzi z kotami w ramionach. Nagle moją uwagę przykuł hawańczyk. Okazało się, że był to Rory. Z pewnością przyszedł z Patrickiem na kontrolę. Gold z pogardą spojrzał na drzwi, które otworzyły się, wyszedł z nich border collie, a za nim wysoki, uśmiechnięty mężczyzna.
-To nie takie straszne - mruknęłam by pocieszyć Gold'a, leczy chyba marnie mi to wyszło.

<Gold?>

Od Gold'a

Wczoraj po południu Ness przedstawiła mi nową suczkę - Cassidy. Postanowiłem poznać ją trochę lepiej. Spokojnym krokiem wyruszyłem w drogę. Cass wydawała się być raczej mało towarzyska, więc postanowiłem nie szukać jej zbyt blisko Ulicy Marzeń. Jedyne o czym pomyślałem to las. Szukałem długo, ale znalazłem tylko kruki i stado jeleni. Stałem na przeciwko ogromnej łani. Nie wyczuwała z mojej strony zagrożenia, więc pozwalała stadu się spokojnie paść. Jednak nagle podniosła łeb i zaczęła weryfikować nowy zapach. Bez powodu zaczęła uciekać. Reszta saren ruszyła za nią. Samica Alfa tego stada nie była głupia. Uciekła więc musiało znajdować się tu coś groźnego. Nie musiałem długo czekać. Zza drzew wyskoczył obiekt mych poszukiwań. Nie była wstanie dogonić szybkich zwierząt, za szybko zaatakowała. Podbiegłem do niej. Widocznie wcześniej mnie nie zauważyła.
- Głodna jesteś? - spytałem
- Trochę... - odpowiedziała cicho
Westchnąłem. Skradając się, podszedłem bliżej potencjalnych ofiar. Gdy wyskoczyłem z kryjówki kopytne nadal nic nie przeczuwały. Skradałem się bowiem pod wiatr. Niedługo potem (po krótkim pościgu) znalazłem się na grzbiecie młodego jelonka. Powaliłem go swoim ciężarem. Zanim zdążył wstać, złapałem go za gardło. Moje szczęki wgryzły się w jego tchawicę. Zwierzę powoli konało. W końcu puściłem jego szyję i zacząłem jeść. Cass zrobiła do samo.
<Cass? Mogę tak do Ciebie mówić?>

Od Gold'a C.D. Rensemee

Czułem, że jestem już znacznie silniejszy, więc spróbowałem wstać. Co prawda nie dogoniłem Nessie ale i tak oboje świetnie się bawiliśmy. Gdy pędem wbiegaliśmy do kuchni, ślizgaliśmy się na drewnianych panelach, a Cler śmiała się z nas. Pościg zakończył się wielkim zmęczeniem... Postanowiłem uciąć sobie drzemkę.
~~ Kilka dni później ~~
Obudził mnie przyjemny dźwięk. Cler podeszła do mnie i postawiła na podłodze metalową miskę pełną pysznego jedzenia. Wyglądała na zmartwioną. Gdy już się posiliłem przyszła do mnie Ness.
- Co jej się stało? - spytałem
- Chyba martwi się tym, że nikt się po Ciebie nie zgłosił... -
Szczerze mnie to rozbawiło. Nie potrzebowałem właściciela! Momentalnie podniosłem się i przeszedłem do przedpokoju. Skoczyłem na klamkę i pchnąłem nosem drzwi. Byłem wolny! Mój pysk owiał lekki, wiosenny wietrzyk.
- Wracaj! Jeszcze nie wyzdrowiałeś! - szczeknęła suczka
Nasze "ujadanie" przyciągnęło uwagę dziewczyny. Podbiegła do mnie i chciała wziąć mnie na ręce, ale uskoczyłem. Zacząłem gonić wzdłuż ulicy, niekiedy strasząc ludzi i kierowców. Zatrzymałem się koło dość dużego budynku. Nie miałem już sił do dalszego uciekania, więc położyłem się na trawniku. Wtedy podbiegła właścicielka Ness.
- Weterynarz! - krzyknęła
Słysząc to słowo prawie zemdlałem. Chciała mnie zabrać do weterynarza!? Znowu szykowałem się do biegu, ale naskoczyła na mnie Renesmee.
- Nigdzie nie idziesz. - powiedziała szorstkim głosem
Zanim zdążyłem jej odpowiedzieć poczułem, że jestem już niesiony. Drzwi okropnej przychodni otworzyły się i całą trójką weszliśmy do poczekalni...
<Ness?>

Od Gold'a C.D. Aurum'a

- Jasne. - odpowiedziałem pogodnie
Przez dość dłuższy czas rozmawiałem z Aurum'em. Dowiedzieliśmy się o sobie wielu rzeczy. Dopiero teraz znalazłem odpowiedź na nurtujące mnie pytanie- skąd oni się znają? Współczułem Ness jak i Aurum'owi. Niezbyt ciekawa forma rozłąki... Widząc to, jak dogadaliśmy się wzajemnie, Renesmee, pod pretekstem "swojego obiadu" opuściła nas.
- No to, co robimy? - spytałem po chwili
Młodszy pies usiadł i zaczął się zastanawiać. Chyba wpadł na jakiś fajny pomysł...
<Aurum?>

Od Gold'a C.D. Naix'a

Leżałem niewzruszony. Skierowałem wzrok na psa.
- Sorry za atak... - mruknął niezrozumiale pod nosem
Naix zdziwił się tym, że go przeprosiłem. Dalsza rozmowa jednak się nie kleiła. Odpoczywałem w ciszy, bez słowa. Czekałem na to, co zrobi on. Jeżeli nic nie powie po prostu odejdę. Często kończę tak sprzeczki, jak i czasami przyjaźnie...
<Naix? Wybaczysz mi?>

Od Gold'a C.D. Yoshi

- Ok, jeżeli nie jest do dla Ciebie kłopot. - powiedziałem z lekkim uśmiechem
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, i ruszyliśmy w drogę. Dom Yoshi nie znajdował się zbyt daleko, więc doszliśmy do niego w przeciągu kilku minut. Niepostrzeżenie wślizgnęliśmy się przez psie drzwiczki.
<Yoshi?>

Od Cassidy: Dołączenie

Nastała wiosna. Kwiaty zakwitły, ptaki śpiewały, było słonecznie. Wiał lekki wiatr.
Byłam przepełniona energią. Jednak mięśnie mojej twarzy niebyły zdolne do tego, by się uśmiechnąć. Robiłam to rzadko. Postanowiłam wybrać się na przechadzkę po lesie. Szłam, szłam i szłam chyba z 3 godziny bez przerwy, aż w końcu się zatrzymałam. Zorientowałam się, że nie wiem gdzie jestem. Byłam tak głęboko zamyślona kiedy szłam... Moim oczom ukazał się nieznany dotąd krajobraz. Wypełniały go lasy, jeziora, góry i rzeki. Miejsce, w którym się znajdowałam było jak z bajki. Chciałam się uśmiechnąć, ale zapomniałam jak... Tak więc ta malownicza kraina wywołała we mnie tylko okrzyk zachwytu. Chciałam iść dalej, zdobywać świat... Czułam się jak na skrzydłach. Poczułam potrzebę podzielenia się z kimś moimi poglądami, myślami. Ale nikogo w pobliżu nie było. Tak bardzo chciałam poczuć coś czego nigdy nie doświadczyłam - przyjaźń. Biegłam przed siebie w poszukiwaniu tego kogoś... Czułam, że już niedaleko. Nareszcie! Poczułam zapach innego psa, po roku nie wypowiedzenia ani jednego słowa, ani jednego mruknięcia i prychnięcia do żywego stworzenia. Zawsze byłam taka nieufna, ale i mnie uznawali za dziwadło. Biegłam w miejsce, z którego unosił się zapach. Byłam bliżej i bliżej... Nagle stanęłam. Po co mi ten ktoś? Żeby ze mnie szydził... Poczułam strach. Zdołałam się przełamać i znowu to poczułam, ale 100 razy silniejsze. Zobaczyłam zakręt. A tuż za nim... piękną suczkę. Podeszłam:
- Cze... cze ..cześć - wydusiłam.
- Witaj - uśmiechnęła się.
- Czy prowadzisz sforę? - jakimś cudem dałam radę wydusić uśmiech.
- Tak, chcesz dołączyć?
- No.. jasne! Przepraszam, nie przedstawiłam się - Cassidy.
- Renesmee. Chodź, poznam cię z innymi!
Wszyscy mnie przyjaźnie przyjęli, chyba zaakceptowali. Tak bardzo bym chciała, żebym mogła tu zostać i być szczęśliwa, zdobyć przyjaciół...

Nowa suczka! Powitajmy Cassidy!

Cassidy
Mieszaniec
Autor: Draska

Witamy nowego psiaka! Oto śliczna Cassidy! Zauroczyły mnie jej oczy *.*
Witamy Cię serdecznie i życzymy szczęścia w sforze :3

niedziela, 23 marca 2014

Od Lawliet C.D. Naix'a

- Nie chcę się do ciebie porównywać, bo na szczęście, lub też nie, nie miałam do czynienia z aż tak trudnymi zdarzeniami w moim życiu – zaczęłam nieco zawstydzona tym, że kiedyś uważałam, że jeszcze żadnemu psu nie przytrafiło się tyle nieszczęść, ile mi. – Moja historia raczej wiąże się z tym, że to ja odrzuciłam miłość człowieka, bo najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam jej zaakceptować. Zawsze wydawała mi się inna, niezrozumiała i nieszczera. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, że ludzie mogą darzyć psy ogromną miłością, czasem większą niż czworonogi wobec swoich pobratymców.
- I tak po prostu, z własnej woli odrzuciłaś to, co ci oferowali? – zdziwił się Naix.
- Tak. Nigdy nie zaznałam od człowieka miłości, a od rodziny, która mnie adoptowała, często uciekałam i potem zaszywałam się w pobliskim lesie – odparłam, lecz chwilę potem na moim pysku pojawił się niewielki uśmiech. – Ale później nagle do mojego życia wkroczył Paweł, który znalazł mnie głodną na chodniku i dał jakieś smakołyki, po które poszedł specjalnie do supermarketu. Często się ze mną bawił, pokazał gdzie pracuje, opiekował się mną i nazwał. I tak jest aż do teraz.
Wtedy do pokoju wszedł ów wysoki chłopak i z jak zwykle promiennym uśmiechem na twarzy zapowiedział, że zabiera nad oboje do kąpieli, ponieważ tak cudnym psom jak my przyda się odrobina domowego Spa.
Zostaliśmy dokładnie umyci specjalnym, pięknie pachnącym szamponem. Wysuszono nas, wyczesano sierść oraz przycięto pazurki. Po wszystkich tych zabiegach kosmetycznych wyglądaliśmy jak te rasowce z wystaw i zawodów agility.
Mimo wszystko gdy zapadł wieczór, nas oboje znów ciągnęło na dwór, na świeże powietrze. Było teraz chłodniej, skwar nie dokuczał zmęczeniu. Wymknęliśmy się więc z mieszkania, żegnając z Pawłem, po czym pobiegliśmy chodnikiem napawając nasz nos orzeźwiającym powietrzem.
- Emm, Naix? Mogę się ciebie o coś spytać? – powiedziałam po chwili nieśmiało.
- Pewnie – odparł z uśmiechem i wyraźnie zainteresował się teraz moją osobą.
- No bo… zawsze ciekawiło mnie, czemu nie masz jakichś oporów przed spędzaniem ze mną czasu. Inne psy zazwyczaj mnie mijają, bo jestem milczkiem, a ty nie obawiasz się mojego towarzystwa. Dlaczego?

<Naix? Jak ja uwielbiam stawiać kogoś w trudnej sytuacji :3>

czwartek, 20 marca 2014

Od Naix'a C.D. Gold'a

Wyprostowałem się. Spojrzałem na leżący przedmiot po czym odwróciłem się i ruszyłem w swoją stronę. Miałem dość tego psa. Jakiś nerwowy i trudny do wytrzymania.

~~ Jakiś czas później ~~

Wesoło przebiegałem przez park i "zagryzałem" wodę z fontann, które wyrzucały ją skośnie i pionowo. Największa frajda to było kłapanie paszczą na nie i odskoczenie w odpowiednim momencie inaczej... obrywało się w pysk. Jak to mi się kilka razy zdarzyło. Cały mokry przycupnałem na chwilę i zauważyłem w pobliżu Golden'a Leaf'a...

< Gold? Błagam, przeczytaj chociaż trochę mojego charakteru bo po coś go pisałam, a Ty go zmieniasz. I robisz z siebie [ za przeproszeniem ] jakiegoś super psa, który wszystko słyszy, przed wszystkim się uchyli w dobrym momencie jak idzie tyłem i ogółem mega, pro, koks... >

Od Naix'a C.D. Yoshi

- Na razie wystarczy tylko to co robisz. Pomaganie szczeniakom lub starszym jest najważniejsze.
- Na pewno?
- Tak. - skinąłem pyskiem. - Karmę zawsze jakoś znajdziemy, a jak co...
- ... to mi powiesz. - dokończyła z uśmiechem.
Znów skinąłem pyskiem.

< Yoshi? >

Od Naix'a C.D. Lawliet

- Przyznam szczerze takie mieszkanie ma swój urok... - uśmiechnąłem się. - ... ale ja nie potrafię się przełamać.
Suczka nic nie powiedziała. Czekała czy się przełamię i otworzę w ciszy, która otulała nas niczym koc. Miły, ciepły koc.
- Głównie przez mojego starego właściciela. - przewracam się na plecy jak ona i spoglądając na światełko iskrzące na górze, kontynuuje. - Z początku był dla mnie miły. Kochał mnie, troszczył się o mnie i wogóle. Był taki radosny, że każdy przy nim automatycznie się uśmiechał. Z wyjątkiem jego rodziców... Oni zaczęli się kłócić, rozmowy krążyły na temat rozwodu i ogółem psuli całą miłą atmosferę. Ja jako jeszcze niekumaty szczeniak nie potrafiłem nic zrobić, a sam cierpiałem, gdy chciałem pomóc. Lecz to co wtedy czułem było nieporównywalne do tego co miałem czuć potem. Były to tylko przelotne ciosy ludzi zbyt zajętych innymi sprawami. Gorzej było później. Matka wyjechała i zostawiła nas. Ojciec zaczął się wyrzywać na Kain'ie - moim właściecielu, a on na mnie. Dzieciak po prostu nie wytrzymał psychicznie. Stał się sadystą, który wkrótce potem zabił swojego ojca i trafił do Domu Dziecka, zaś ja do schroniska.
Westchnąłem.
- Stamtąd uciekłem i nie mogę się do ludzi przekonać. Czasem dam się pogłaskać, owszem, ale żadnego innego kontaktu.

< L? >

wtorek, 18 marca 2014

Od Yoshi Cd Gold

- No wiesz, wszyscy są fajni więc raczej nie - odparłam z lekkim uśmiechem
- Rozumiem
- Wiesz, trochę zgłodniałam. Może pójdziesz ze mną do mojego domu i razem coś zjemy? - spytałam trochę niepewnie
<Gold? Nie martw się, sama lepiej nie pisze>

Od Aurum'a C.D. Gold'a

Spojrzałem z uśmiechem na Gold'a
-Renesmee nic  mi o tobie nie mówiła - powiedziałem zerkając ukradkiem na suczkę stojącą obok mnie.
-Ta, o tobie też nie wspominała - odparł naśladując moje zachowanie. Czuję, że jest miłym psem.
-Może zechcesz pospacerować z nami? - zaproponowała Nessie

<Jak Gold, idziesz? :3 Wybacz, że krótkie :/>

Od Renesmee C.D. Gold'a

Wbiegłam truchtem do pokoju Gold'a.
-Ogłoszenia rozwieszona - poinformowałam go z pogodnym uśmiechem
-To i tak nic nie pomoże, a jeśli ktoś się zgłosi z pewnością od niego ucieknę - oświadczył wyniosłym tonem
-Odpowiada ci takie życie? - zapytałam kładąc się niedaleko niego.
-To znaczy życie włóczęgi? Tak, bardzo mi to pasuje...- odparł nieco szorstkim głosem i położył pysk na wyciągniętych przed siebie łapach.
-Nie, nie oto mi chodziło...- mruknęłam spuszczając wzrok. Nie chciałam by właśnie tak odebrał to Gold
-Ta, ja też trochę zbyt źle to odebrałem - stwierdził pod nosem po krótkim namyśle
-Przepraszam - szturchnęłam go lekko nosem, on uśmiechnął się.
-Jak już wyzdrowieję i tak dostaniesz za to - oświadczył z wesołym wyrazem pyszczka
-Jak tylko mnie dogonisz - mruknęłam również pogodnym tonem

<Gold?>

Od Gold'a C.D. Aurum'a

Wychodząc z domu, natknąłem się na Ness i jakiegoś obcego mi psa.
- Cześć! - rzekła suczka
Patrzyłem huskiemu w oczy, tak samo jak robił to on.
- Oh, zapomniałam. To jest Golden Leaf, a to Aurum. - przedstawiła mnie
-Witaj. - powiedziałem pewnie
Aurum odpowiedział. Wyglądało na to, iż był zdziwiony moim widokiem. Przybliżył się do Renesmee. Szepnął jej coś na ucho. Zapewne, to, że chwilowo mieszkałem z Nessie tak go zaniepokoiło.
<Aurum?>

Od Gold'a C.D. Ness

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w zupełnej ciszy. Nagle zza drzwi dobiegł głos Cler.
- Renesmee! Idziemy! -
Nessie w pierwszej chwili od razu podniosła się i ruszyła pędem do właścicielki, ale zatrzymała się gwałtownie w połowie drogi.
-Sorry Gold. Wiesz, muszę już iść... - rzekła zakłopotana
- Spokojnie. Nigdzie się nie wybieram. - powiedziałem pogodnym tonem pocieszając suczkę
Usłyszałem jeszcze coś o wywieszaniu ogłoszeń z moim zdjęciem itp. Nie obawiałem się tego, że ktoś po mnie przyjdzie. Mój dawny właściciel pewnie o mnie zapomniał... Korzystając z ciszy i spokoju uciąłem sobie krótką drzemkę. Stare legowisko Renesmee było bardzo wygodne więc obudziłem się wypoczęty. Niedługo po tym zdarzeniu, drzwi domu otworzyły się. Ostrożnie wstałem i doszedłem w krótkim czasie do Cler. Nadal byłem osłabiony ale mogłem już chodzić.
- Hej mały! - powitała mnie ciepłym, opiekuńczym głosem
<Ness?>

Od Gold'a C.D. Yoshi

- Generalnie to nie. - powiedziałem
Zdziwiło mnie to pytanie.
- A ty? - spytałem równie nieśmiało jak kilka chwil wcześniej ona
<Yoshi? Sorry, że pobijam rekord pisania krótkich opowiadań...>

Od Gold'a C.D. Naix'a

Patrzyłem na młodego psiaka. Na chwilę wstrzymałem się z atakami. Przestałem walczyć, ale nie zamierzałem pomóc mu wstać. Odwróciłem się i wyruszyłem wprost do lasu, gdy usłyszałem ciche kroki. Zdałem sobie sprawę z tego, że Naix próbuje zajść mnie od tyłu lecz udawałem, że nic o tym nie wiem. Jeden głośniejszy oddech, mocniejsze odepchnięcie się łapami... Byłem pewny, że już skoczył. Wtedy schyliłem się, a pies przeleciał zahaczając łapami o mój kark. Zerwał mi obrożę. Patrzyłem na leżący na ziemi przedmiot. Naix wyraźnie się uśmiechnął. Usiadłem. Naix szykował się chyba do następnego natarcia.
<Naix?>

Od Leaf'a C.D. Lawilet

Nie odpowiedziałem. Suczka znowu położyła się koło mnie. Westchnąłem, wstałem i wolnym krokiem ruszyłem w kierunku rozłożystego cisu. Właściwie, to drzewo nie zapewniało mi zbyt dużo cienia. Kątem oka zobaczyłem, że Lawilet ponownie wstaje. Natychmiastowo podniosłem się i położyłem się pod jeszcze innym drzewem - tym razem starym bukiem. Powtarzałem to kilka razy, aż w końcu dałem sobie spokój. Byłem na nią "skazany".
<Lawilet? Brak weny...>

Od Gold'a C.D Angel

Uśmiechnąłem się do niej. Ruszyłem wolnym krokiem w kierunku kilku wysokich sosen, które świetnie nadawały się na dobrą kryjówkę. Angel razem ze mną ukryła się w gąszczu zielonych igieł. Chyba coś wyczuła. Ja zresztą też. Suczka przyczaiła się. Nagle wyskoczyła cicho z naszej skrytki i poczęła długimi susami gonić zająca. Ja, zmuszony przez nią również rzuciłem się w pościg. Za krzakami pasła się spora sarna. Angel jej nie wyczuła, ale ja owszem. Skoczyłem na ofiarę, podczas gdy zniesmaczona nieudaną próbą polowania Angel patrzyła na wszystko z boku. Ledwo utrzymałem się na ostro wierzgającej łani, ale w końcu udało mi się wbić zęby w jej kark. Po kilku minutach dostojne zwierzę mimo woli położyło się na ziemi i zamknęło oczy. Była już martwa, ale na wszelki wypadek jeszcze jej nie puściłem. W końcu rozwarłem szczęki i odgryzłem kawał mięsa.
- Chodź! - zachęciłem mą towarzyszkę
<Angel?>

poniedziałek, 17 marca 2014

Od Aurum'a

Ach jak dobrze znów być w domu...Jednak ja na chwilę obecną nie mam domu...Dlaczego? No więc mój właściciel wyjechał gdzieś w sprawach swojej pracy no, a ja nei mogłem siedzieć bezczynnie u "cioci" Diany.
Jak cudownie znów przechadzać się po zielonej trawie w parku. Teoretycznie w tej chwili jestem bezpański...Ech, nie szkodzi! Na pewno będę mógł zostać u Alex'a, przyjaciela mego pana, w końcu on uratował mi życie. Patrzę sobie dookoła, nie wiele się zmieniło. Ciekawe co u Jeck'a i Renesmee...- Tak też rozmyślając doszedłem aż pod dom Cler, właścicielki Renesmee. Wcześniej zauważyłem białego psa szczekającego przyjaźnie i parę golden retrieverów, najwidoczniej sporo mieszkańców przybyło. Zaszczekałem donośnie, a na dróżkę prowadząca od furtki do domu wyskoczyła Renesmee.
-Aurum...? - zapytała otwierając szeroko oczy. Uśmiechnąłem się i zrobiłem krok przed siebie.
-Witam. Jak się miewasz? - zapytałem, a delikatny uśmiech nie schodził z mojego pyska. Suczka szybko się otrząsnęła i podbiegła do mnie.
-Co się z tobą działo?! Myślałam, że wtedy...
-Proszę, nie mówmy o tym. - poprosiłem -Dasz się zaprosić na spacer po plaży?
-Z miłą chęcią. - uśmiechnęła się i wyszliśmy. Opowiedziałem Renesmee jak tu dotarłem. Gdy byliśmy już ba plaży suczka powiadomiła mnie, że na Ulicy Marzeń powstała sfora psów. - Muszę pzredstawić cię wszystkim - oświadczyła. W tym czasie natknęliśmy się na...

<Ma ktoś ochotę dokończyć? :3>

Od Yoshi Cd Naix

Westchnęłam.
- Masz racje, przepraszam, ale chciałabym pomóc, bo ja mam tak wiele, a wy zasługujecie na coś więcej niż macie - powiedziałam cicho rozglądając się na około
- Rozumiem, ale wstrzymaj się na razie - odparł kładąc mi łapę na ramieniu
Pokiwałam głową
- Dobrze to co mam robić? - spytałam już pogodniej
<Naix?>

Od Naix'a C.D. Yoshi

- Yoshi. - popatrzyłem na nią z uśmiechem. - Nie musisz od razu wszystkiego oddawać.
- To tylko karma.
- Wiem, ale poradzimy sobie. Nie powinnaś tak stresować swojej właścicielki.
- Nie robie tego.
- Ucieczka, otwarty taras, zniknięcie karmy?
- Może troche. - skrzywiła się.
- Na razie jakoś dajemy rade, może potem uda nam się jakoś porozumieć z Twoją panią. - pocieszyłem ją, po czym dodałem. - Sam nie chce mieć właściciela, ale szanuje więzi innych z ludźmi.

< Yoshi? >

Przepraszam

Przepraszam w imieniu autorki Auruma (za drobną pomyłkę) Aurum wygląda naprawdę tak jak teraz poniżej.

Nowy Pies! Witaj Aurum!

Aurum
Husky
Autor: 147896325?

Witamy Aurum'a! To wielkie zaskoczenie dla administracji, szczerze mówiąc...No, ale to nie chodzi o nas, nieprawdaż? Serdecznie witamy Cię Aurum'ie w sforze Szczęśliwe Chwile!

niedziela, 16 marca 2014

Od Lawliet C.D. Naix'a

Oboje znaleźliśmy się w dwuznacznej pozycji. Szybko jednak powstałam i otrzepałam się z piachy, który zaplątał się w moją sierść. Naix postąpił tak samo, choć w obu przypadkach widać było, że trochę się skrępowaliśmy.
- Przepraszam - powiedziałam. - Nie powinnam cię tak przewracać i w ogóle.
- Nie - odparł. - To ja zacząłem.
Przekomarzalibyśmy się tak jeszcze długo, dopóki mądrzejszy by nie ustąpił. Pogodził nas na szczęście Vail mówiąc, że nie była to wina żadnego z obecnych. Cóż, nie wiadomo ile było w tym prawdy, ale jednak efekty były takie, jakie były.
Nagle na pobliskim chodniku ukazała się dobrze znana mi postać z promiennym uśmiechem na twarzy. Przystojny brunet podszedł do mnie i pogłaskał po głowie.
- No moja droga panno, jak ci minął dzień? - zaśmiał się, a chwilę potem ujrzał retrievera. - Widzę, że znalazłaś sobie kolegę. W takim razie zapraszam was obu do mojego uroczego, niedawno zakupionego domku..
Ucieszyłam się niezmiernie, Naix jednak nieco mniej. Bądź co bądź, nie przywykł do takich wycieczek. Nie wiem nawet kiedy ostatnio był w ludzkim domu. Ale jak dają to trzeba brać.
Przez całą drogę zastanawiałam się, skąd Paweł wziął fundusze na nowy dom. Przecież jeszcze miesiąc temu był na skraju biedoty, ledwo co starczało mu na czynsz za mieszkanie. Lecz to jeszcze długo pozostało dla mnie zagadką.
Ja oraz mój towarzysz ułożyliśmy się przed kominkiem, wygrzewając przy radośnie trzaskającym ogniu. Ten wypełniał całe pomieszczenie przyjemnym ciepłem, które tworzyło rodzinną atmosferę.
- Miły ten twój cały Paweł - zaczął Naix. - Mówiłaś, że nie masz właściciela.
- No bo nie mam - odrzekłam. - On tylko czasem mnie dokarmia i zabiera do swojego mieszkania, kiedy noce są chłodniejsze. Teraz kupił nowy dom na skraju miasta i nie wiem czy będzie tak jak dawniej.
- A chciałabyś z nim zamieszkać?
- Czy ja wiem... nie jestem w stanie powiedzieć, czy potrafiłabym porzucić życie bezpańskiego psa dla ciepłego domu i własnego legowiska. Przyzwyczaiłam się i teraz chyba bym nie mogła.
Przewróciłam się na plecy i zaczęłam wpatrywać w sufit. Cudna lampa z abażurem w kwiaty idealnie przywoływała na myśl wiosnę oraz wszystkie jej zalety.

<Naix?>

Od Naix'a C.D. Lawliet

- Chętnie, tylko... - spojrzałem niepewnie na kobietę.
Nie miałem zaufania do ludzi, ale ta blondynka promieniała dziwną energią, która zalewała całe jej otoczenie i wprawiała wszystkich w wesoły nastrój. Wogóle nie przejęła się tym, że do zabawy przyłączyła się Lawliet, a nawet w jej błękitnych oczach można było zobaczyć iskierki radości, gdy owa suczka łapała do pyska zabawkę. Ostrożnie zbliżyłem się o krok i wtedy rzuciła w moją stronę frisbee. Automatycznie wybiłem się na tylnich łapach i złapałem do pyska, ale po wylądowaniu byłem mniej pewny. Znieruchomiałem i prawie zapomniałem o oddychaniu.
- Śmiało. - zawołała Nova Scotia.
- Łatpfo pofedzeć. - mruknąłem, wciąż zaciskając szczęki na dysku.
Jednak posłusznie uczyniłem krok do przodu, potem następny i następny, a gdy znalazłem się metr od kobiety, uniosłem w górę pysk i spojrzałem jej w oczy. Łagodnie się uśmiechnęła i schyliła:
- No co, piesku? Boisz się?
Skinąłem delikatnie pyskiem, ale ta zapewnie uznała to za dziwny ruch wogóle nie związany z tą wypowiedzią.
- Puść. - powiedziała spokojnie, a ja mimo woli to uczyniłem i cofnąłem się w tył.
Za to ona podniosła frisbee, zabawa się ponwonie rozpoczęła i całkowicie się rozkręciłem. Cała nasza trójka biegała, taranując siebie nawzajem tylko po to, by pochwycić latający obiekt i oddać człowiekowi. Oczywiście zdażało się również potknąć o czyjąś łapę i paść na pysk, ale nikt się nie skarżył - wszyscy wybuchali głośnym śmiechem, zwłaszcza właścicielka owczaraka, który jak się dowiedzieliśmy nazywał się Vail.
- Pieski, będę się powoli zbierać. - odezwała się kobieta, a my zaszczekaliśmy zgłaszając protest.
Westchnęła:
- Dobrze, moge zostać jeszcze chwilkę. Ale tylko chwilkę. - mrugnęła okiem, a my radośnie wykonaliśmy wokół niej kółko i czekaliśmy, aż rzuci.
Wykonała ruch ręką i wprawiła obiekt w ruch, a my radośnie pobiegliśmy. Wybiegłem na prowadzenie, ale L zaraz mnie dogoniła. Szturchnąłem ją lekko - nie pomogło. Za to ona wykonała ten gest i mnie - niezdare wywaliła. Później potknęła się o mnie i wylądowała na mnie.

< Lawliet? ^.^ >

Od Lawliet C.D. Naix'a

- Nie bardzo - odparłam.
Nagle z nieba spadła perlista kropla i rozbiła się o mój nos. Chwilę potem za nią podążyło kilka innych, aż w końcu zaczął lecieć ich grad.
- Deszcz? - zdziwił się Naix. - O tej porze?
- W końcu mamy wiosnę. To typowe - mruknęłam. - Jeżeli jednak mamy siedzieć na dworze, to proponuję skryć się pod jakimś dachem albo czymś w tym stylu. Nie wiem jak tobie, ale mi nie uśmiecha się przemoczona sierść.
Prędzej czy później i tak ociekaliśmy wodą, ponieważ szukanie kryjówki zajęło nam więcej czasu, niż przewidywaliśmy. W końcu jednak na którymś skwerze stała budka, a konkretniej kiosk. Daszek był nieco wysunięty przed budkę, więc zostawało trochę suchego miejsca.
Ułożyłam się tuż przy blaszanej obudowie, wyciągając daleko łapy i głośno ziewając. Przyjrzałam się nieco dokładniej zachmurzonemu niebu i z przykrością stwierdziłam, że słoneczne popołudnie zamieniło się w senną szarugę. Nie lubiłam takich zmian pogody, zwłaszcza, że wiosna była jedną z moich ulubionych pór roku.
Naix przysiadł na rogu i zaczął obserwować przemieszczających się chodnikami ludzi, dokładnie skrytych pod wielobarwnymi parasolami. Raz za czas przebiegł jakiś łaciaty kundelek, merdając wesoło ogonem i wskakując po kolei do każdej kałuży, którą napotkał.
Nawet nie pamiętam kiedy odpłynęłam do krainy snów. Obudziłam się szturchana przez psa o złotej sierści, na którego pysku jak zawsze widniał promienny uśmiech.
- Przestało padać - stwierdził. - A w związku z tym nieco zgłodniałem. Jakieś pomysły?
Wtedy z budki nagle wyszła starsza kobieta, a widząc nas, przykucnęła i pogłaskała każdego po kolei.
- Moje biedne psinki. Pewnie jesteście głodne - powiedziała łagodnym głosem. - Zaczekajcie tu, przyniosę wam coś do jedzenia.
- Nie mam zamiaru - szczeknęłam, choć ona raczej mnie nie zrozumiała. Zaśmiała się tylko i narzuciwszy palto ruszyła ku pierwszemu sklepowi zoologicznemu.
Wróciła po kwadransie z niewielką paczuszką psiej karmy. Potem wyjęła z tej swojej budki jakieś podstawki, przypominające nieco takie jak do doniczek, ale niezwykle czyste. Nasypała każdemu trochę zawartości zakupu, a następnie ustawiła nam przed nosami. Pałaszowaliśmy aż nam się uszy trzęsły.
Po zaspokojeniu głodu przyszedł czas na odrobinę rozrywki. Korzystając z okazji, że do parku przyszli ludzie ze swoimi pupilami, postanowiłam wprosić się do jednej z zabaw.
Niewysoka dziewczyna rzucała białemu owczarkowi czarny dysk, a ten zwinnie i szybko chwytał go do swojego pyska, po czym odnosił pani. W pewnym momencie, gdy ten przelatywał nad moją głową, wybiłam się wysoko i chwyciłam go tak, jak robił ów pies. Potem, choć niezbyt znałam kobietę, odniosłam jej frisbee i zamerdałam radośnie ogonem.
- Chodź, Naix. Przyłącz się - podbiegłam do goldena i usiadłam obok. - Chyba, że masz jakąś ciekawszą propozycję.

<Naix?>

Od Naix'a C.D. Gold'a

Spojrzałem na biszkoptowego psa z pogardą. Dla mnie zrozumiany jest atak, gdy przeciwnik Cię do niego zachęca lub się nad kimś znęca, ale nie gdy taki ktoś jak ja ma dobre intencje. Zwłaszcza, że z tego co słyszałem od znajomych jest on podobno spokojny i zrównoważony. Teraz sądze, że chodzi raczej o innego psa. Na pewno nie o tego przedstawiciela rasy Golden Retriever, który zazwyczaj jest uznawany za zrównoważoną rasę idealną dla dzieci. Oczywiście zdażają się takie wyjątki jak on, które ją szpecą, ale rzadko i ja na pewno nie zamierzam się z nimi zadawać.
- Śmiało, zagryź mnie jak Ci to sprawi satysfakcje. - rzuciłem w jego stronę. - Łatwo bić słabszych i kulawych? - zapytałem, unosząc osłabioną łapę.
Warknął z błyskiem w oku, a ja spokojnie czekałem. Niech się cieszy, ale jeśli zaatakuje ze złości to ja jestem przygotowany, a on tylko traci przewagę.

< Gold? Nie zmieniaj ani mojego, ani swojego charakteru, proszę... >

sobota, 15 marca 2014

Od Renesmee C.D. Gold''a

Cler na chwilę opuściła pokój, lecz nie zamknęła drzwi, przez krótki czas krzątała się w swoim gabinecie.
-Teraz niestety musisz tu zostać przez jakiś czas - powiedziałam do Gold'.
-Ja już czuję się lepiej, teoretycznie mogę już iść. - mruknął próbując dźwignąć się na łapach, lecz był jeszcze zbyt słaby.
-Jednak chyba nie - oświadczyłam. Cler właśnie wróciła. W dłoniach trzymała swój aparat. Kucnęła przed Gold'em i zrobiła mu parę zdjęć. Pogłaskała go po głowie i podrapała w pobliżu szyi.
-Hmm...nie masz obroży...zobaczymy czy masz jakiegoś właściciela, pewnie się o ciebie martwi. - powiedziała po czym znów zniknęła za drzwiami.
-Ja nie mam właściciela - zawarczał cicho pies.
-Jeśli się nikt nie zgłosi w sprawie ogłoszenia to będzie znaczyło, że jesteś bezpański - wyjaśniła.
-Ale przecież ty to wiesz.
-Ja tak, ale Cler nie, ona jest rozsądna i woli oddać cię w dobre ręce, ale jak już wspomniała jeśli nikt się nie zgłosi to..
-To...?
-Właściwie nie wiem. Może zostaniesz z nami. Oczywiście jakbyś nie chciał możesz uciec, bo Cler na pewno samego cię nie wypuści na pastwę losu.

<Gold? Sorki, że dopiero teraz :/>

Od Lawliet C.D. Angel

Fontanny były jedynymi miejskimi wytworami, gdzie można było, moim zdaniem, napić się czystej wody. Wybierałam jednak zawsze te, które nie było często lub wcale odwiedzane przez dzieci.
Po zaspokojeniu pragnienia trzeba było znaleźć jakieś w miarę ciekawe zajęcie. Nie było to jednak łatwe, gdyż mnie oraz moją towarzyszkę zewsząd napastowały podejrzliwe spojrzenia przechodniów.
Nagle jakiś umięśniony facet chwycił mnie mocno za obrożę, uniemożliwiając ruchy głową. Angel, która jej nie posiadała, prędko uciekła i skryła się za drzewem. Ja mimo szarpania, szczekania, warczenia i tłuczenia obcego łapami, nie wyswobodziłam się. Widziałam, jak chyba żona tego mięśniaka wyjęła komórkę i zadzwoniła do kogoś o imieniu Garry.
Kwadrans później pod park podjechała ciemnozielona furgonetka z białym logo na boku, przedstawiającym wesołego psa na rękach faceta ubranego w również ciemnozielony frak, albo coś podobnego do fraka. Z furgonetki wysiadł niewysoki, tęgawy mężczyzna, a w ręce dzierżył jakiś kij zakończony pętlą wykonaną z niezbyt grubej linki.
- Witaj Garry - powitała go kobieta. - Widzisz tego kundla? Pałętał się tu, a przecież może mieć wściekliznę i być bardzo niebezpieczny. George przekaż tego pchlarza panu hyclowi i zbierajmy się odebrać Millicent ze szkoły.
Teraz był decydujący moment. Gdy ten cały George kładł mnie na ziemi, przycisnął nieco do chodnika tak, że musiałam się wręcz położyć. Kiedy jednak hycel próbował założył mi pętlę, ja tak kręciłam głową, że nie mógł sobie poradzić. Wtedy mięśniak chciał przenieść chwyt na mój pysk, lecz ja korzystając z okazji wyrwałam się i przewracając po drodze jego żonę, pobiegłam do Angel. Potem razem z suczką uciekłyśmy z parku.
- To miałyśmy przygodę - zaśmiała się collie.
Westchnęłam.
- Tyle tylko, że tobie udało się uciec, a ja musiałam się męczyć z tym George’m - odparłam z nutą oburzenia w głosie. - Chodźmy już do jakiegoś domu czy coś. Znam całkiem fajne miejsce.

<Angel?>

piątek, 14 marca 2014

Od Angel C.D. Lawliet

Zdziwiło mnie, że Lawliet nigdy nie jadła ze śmietnika. Najłatwiejsze zdobycie pożywienia. Przynajmniej moim zdaniem. Rozmyślałam tak nad tym, aż nagle przed moim nosem pojawił się zapach kurczaka.
-Mniam, dzięki!-podziękowałam Lawliet.
Po chwili zjadłyśmy. Jeszcze dobrze nie przełknęłam kęsa, a tu już nowe zapachy, jakieś koty i inne różne ciekawe rzeczy. Nie wiedziałam za czym węszyć, więc zaczęłam się zachowywać jak szczeniak, a mianowicie goniłam swój własny ogon. Jakaż to była radość, tyle lat swojego ogona nie widziałam! Zachciało mi się pić.
-Chce ci się pić?-zapytałam Lawliet.
-Tak.-odpowiedziała.
-To chodź.-skinęłam głową na jakąś fontannę.

<Lawliet?>

czwartek, 13 marca 2014

Od Lawliet C.D. Angel

- Śm... śmietnik? - zapytałam z wyrzutem. - Posilasz się odpadkami?
Angel spojrzała na mnie, jakbym spadła z księżyca. Najwyraźniej dla niej odwiedzanie ciemnych zakamarków i tam napełnianie brzucha było takim zwyczajnym zachowaniem, jak dla mnie zakradanie się tylnymi drzwiami do restauracji i proszenie Pawła o coś z kuchni.
- Nigdy się tak nie żywiłaś? - była wyraźnie zaskoczona moją reakcją. Możliwe, że spotykanie psów, które tak wykwintnie podchodzą do każdego swojego posiłku, było dla niej rzadkością.
- No... nie - odparłam onieśmielona. Poczułam w duchu niewielki wstyd, to też spuściłam powoli głowę.
Suczka przysiadła i pacnęła kilka razy ogonem o chodnik. Wyraźnie nad czymś rozmyślała, i to bardzo intensywnie. W końcu wydała z siebie cichy odgłos, świadczący, że ją "olśniło".
- Może w takim wypadku, ty mi pokażesz jakieś fajne miejsce, gdzie można dobrze zjeść? - podsunęła mi pomysł uśmiechając się szeroko i promiennie.
- Czy ja wiem? Paweł już dzisiaj rano mnie dokarmiał - odparłam, lecz Angel najwyraźniej nie rozumiała do czego zmierzam. - Nie wiem, czy będzie skory zrobić to raz jeszcze, a na dodatek podwójnie. - dodałam, gdy ta kompletnie już nie wiedziała o co mi chodzi.
Prawdę mówiąc, teraz zostałyśmy w kropce. Żadnej z nas nie przychodziło do głowy, gdzie mogłybyśmy się pożywić, bynajmniej w miarę dobrych warunkach. Wtedy jednak mnie oświeciło. Pomysł może nie był zbytnio zgodny z prawem, ale kiedy pies jest głodny, to nie myśli o takich rzeczach.
- Chodź - poleciłam collie i natychmiast ruszyłam powolnym biegiem ku najbliższemu sklepowi mięsnemu.
Na zielonym szyldzie, wymalowane było białymi literami "Bobby's Veal". Usiadłam przed szybą, po czym dokładnie przyjrzałam się wnętrzu pomieszczenia. Nie było w nim za dużo poustawianych mebli, czy czegoś podobnego do mebli, więc uznałam, że ucieczka będzie łatwa i prędka.
Czekałam dosyć długo na odpowiedni moment, a gdy jakaś młoda paniusia, z toną "tapety" na twarzy otworzyła drzwi, wskoczyłam czym prędzej do środka, wskoczyłam na ladę, porwałam jakieś upieczone dwa udka, po czym równie szybko uciekłam do miejsca, gdzie czekała na mnie Angel. Podarowałam ją jedną z porcji.

<Angel?>

Od Renesmee C.D. Rose

Spojrzałam przed siebie. Wiatr delikatnie muskał moją sierść rozwiewając ją jak lekki jedwab. Przed nami widniały daleko wierzchołki drzew, a po drugiej stronie rozciągało się morze.
-Tu jest pięknie - powiedziałam cichym głosem tak, jakbym chciała by nikt mnie nie usłyszał.
-Tak, nie byłaś tu wcześniej? - zapytała zdziwiona Rose. Spuściłam psyk. W dole nie było widać żadnego jeziora, a wzgórze było daleko od parku...
-Nie - odparłam stanowczo - Pierwszy raz widzę takie cudo - dodałam trochę bardziej łagodnie.
-Ja odkryłam je niedawno, zupełnie przez przypadek. Kiedyś wraz z moimi parzystokopytnymi przyjaciółmi biegałam w pobliżu, podobnie jak teraz - wyjaśniła zamykając oczy i wdychając świeże powietrze.

(Rose?)

środa, 12 marca 2014

Od Rose C.D Renesmee

Zastanowiłam się chwilkę i coś skojarzyłam.
-Ness a twoją panią nie jest przypadkiem jest Cler?
-zgadza się, jest moją panią
-ahmm... no to już kojarzę, Olivia moja pani przyjaźni się z twoją i chyba nawet dziś rozmawiały przez telefon
-ooo to fajnie
-może chciałabyś poznać moich czterokopytnych przyjaciół?
-no pewnie
Przebiegłyśmy przez park i już niedaleko znajdował się mój dom. Później skierowałyśmy się na pastwisko gdzie były konie.
-Hugo, Mika to jest moja znajoma, Renesmee
Konie podeszły bliżej i przyjaźnie prychnęły na przywitanie.
-witajcie, miło mi was poznać
-Renesmee chodź coś ci pokarzę!
Zaczęłyśmy biec a za nami zaczęły galopować konie, biegliśmy tak wspólnie przez łąkę pokrytą pięknymi, pachnącymi kwiatami, wiatr lekko wiał nam w pyszczek. Dobiegliśmy w końcu na wzgórze z którego było widać naszą okolicę.

(Renesmee? brak weny ;/ )

Od Gold'a C.D. Ness

- Znacznie lepiej. - powiedziałem - A co się w ogóle stało? -
Ness popatrzyła na mnie dziwnie.
- Znaczy wiem, że zemdlałem...ale co było potem? - zapytałem ponownie
Suczka usiadła na wprost mnie.
- Sprowadziłam Jack'a oraz Cler. I jakoś Cię tu przynieśliśmy. - rzekła z uśmiechem
Spróbowałem wstać ale nie miałem jeszcze dość siły. Wtedy weszła do nas Cler. Przykucnęła przy nas.
- Dobrze, że nic Ci nie jest. - powiedziała głaskając mnie
<Renesmee?>

Od Renesmee C.D. Gold'a

Przestraszyłam się. Nie wiedziałam co robić, chciałam pobiec po pomoc, ale nie zostawię tu Golda...
-Spokojnie Gold...- mruczałam sama do siebie, pies zemdlał, ale jego zdrowie wisiało na włosku. Chwyciłam delikatnie zębami za sierść na karku Gold'a i przeniosłam go do lasu. Położyłam na mchu tak, aby nikt nie mógł go zobaczyć i zrobić krzywdy. Sama wybiegłam z parku wypatrując pomocy. Całe szczęście Jack włóczęga przechadzał się niedaleko.
-Jack! - zawołałam. Pies postawił uszy i szukał mnie wzrokiem. Zaszczekałam kilkakrotnie i Jack przybiegł do mnie.
-Cześć, o co chodzi? - zapytał przekrzywiając lekko łeb w geście ciekawości.
-Musisz mi pomóc. Leć i jakoś sprowadź Cler - rozkazałam, chociaż mój głos brzmiał trochę bardziej troskliwie, niż stanowczo. Nie musiałam długo czekać, kilka sekund po tym Jack jak szalony biegł w stronę Ulicy Marzeń. Sama wróciłam do Gold'a. Minuty dłużyły się jak godziny. W końcu nadbiegł Jack, a za nim zdyszana Cler. Zaszczekałam i zaprowadziłam ją do Gold'a. Zrozumiała i wzięła go na ręce. Gold nie był bardzo ciężki więc poradziła sobie. Gdy wróciliśmy do domu wraz z bratem wyczekiwałam na kanapie, aż Cler wpuści nas do Gold'a.  Gdy już ta chwila nastała pies czuł się o wiele lepiej. Leżał na miękkim posłaniu dla psa, które podarował mi wujek Cler. Było ciepłe i bardzo urokliwe w kolorach beżu i brązu, lecz wolałam puchaty dywan przed kominkiem. Obok Gold'a stała na wpół półpełna miska wody, a kolejna trochę dalej -wnioskuję, że po jakimś posiłku - już pusta.
-Jak się czujesz? - zapytałam podchodząc do psa.
<Gold?>

Od Angel C.D. Lawliet

-To zależy...-odpowiedziałam.
-Od czego?-dopytywała Lawliet.
-Od ludzi i czy blisko i czy daleko.. trzeba poszukać.-próbowałam wyjaśnić.
-Ale jak to od ludzi?
-No przecież mogą przestawić...-czułam, że suczka nie za bardzo wie o co mi chodzi.
-Mogą przestawić miejsce w którym się je?
-Nie tylko mogą przestawić. Mogą przecież też wyrzucać jakieś plastiki, lub inne takie niejadalne rzeczy.
-Ja tylko się pytam gdzie możemy coś zjeść.-suczka była najwyraźniej głodna.
-Wiem, że pytasz, ale najpierw musimy poszukać tego miejsca.
-Nie masz takiego bardziej stałego miejsca jedzenia?
-Nie, bo często nie ma jedzenia. Wtedy szukam gdzieś indziej, żeby znaleźć coś do jedzenia.
-Ahaa...-Lawliet dalej nie rozumiała.
-Chodźmy znaleźć ten śmietnik!-nie chciałem jej już dłużej tłumaczyć.

<Lawliet?>

Od Yoshi C.D Gold


- No... - zaczęłam nieśmiało
Przez chwilę milczałam zastanawiając się jak to powiedzieć. Może pomyśleć, że jestem nim zainteresowana, ale w sumie czemu nie? Jest w porządku... Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się lekko próbując znów.
- Masz tu jakąś ulubienice? - spytałam zakłopotana
To musiało być z pewnością dziwne, a ja nie mam talentu do takich pytań.
<Gold? Znowu krótko .-.>

wtorek, 11 marca 2014

Od Gold'a C.D. Yoshi

- Z chęcią - odpowiedziałem
Przez większą część spaceru w ogóle nie odzywaliśmy się do siebie. W końcu odezwała się do mnie:
- Długo jesteś w sforze?
- Nie. - rzekłem krótko
Suczka chyba liczyła na coś więcej.
- A ty? - zagadnąłem po chwili
- Trochę długo... - powiedziała
Zatrzymałem się. Ona zresztą zrobiła to samo. Spuściła łeb w zakłopotaniu.
- Mogę Cię o coś spytać? - odsunęła się trochę
Uśmiechnąłem się.
- Jasne!
Usiadła niespodziewanie.
- No... - zaczęła nieśmiało
< Yoshi?>

Od Angel C.D. Gold'a

Patrzyłam na Gold'a. Spory pies. Wielka polana. Łapy mi mówiły: "Biegaj, biegaj."
-Berek!-pacnęłam psa łapą i zaczęłam uciekać. Leaf mnie gonił. "Tak łatwo mu się nie uda"-pomyślałam i poczułam lekkie pacnięcie łapą. Szybko odwróciłam się i zaczęłam pościg za psem. Bawiliśmy się tak dość długo. Zaburczało mi w brzuchu.
-Czas coś zjeść!-powiedziałam.

<Golden Leaf?>

Od Lawliet C.D. Angel

Dyskretnie ziewnęłam i rozejrzałam się dookoła. Rozbudziłam się już nieco, ale nadal pozostało uczucie senności i zmęczenia.
- Na razie nie mam ochoty na berka - odparłam, ku zawiedzeniu suczki. - Ale możemy pójść na plażę. O tej porze roku powinno być na niej w miarę przyjemnie, nawet jeżeli nie mamy zamiaru wchodzić do wody.
Angel rozweseliła się nieco i podążyła równym krokiem za mną. Poprowadziłam nas skrótem, ponieważ przemieszczanie się główną drogą może narażać mnie na atak oburzającego wzroku gapiów, a nawet pojawienia się hycli. Dzisiaj bowiem duża ilość ludzi z odrazą patrzy na zaniedbane, bezpańskie psy, którymi nie ma się kto zająć. Co prawda Paweł, czyli mój znajomy z restauracji, co jakiś czas zabiera mnie do siebie do domu, kąpie, karmi i pięknie wyczesuje sierść, ale to nie może się równać z troską, jaką darzy cię prawdziwy oraz przede wszystkim „oficjalny” właściciel. W duchu wierzyłam, że kiedyś jednak chłopak zdecyduje się mnie przygarnąć.
Dotarłyśmy po kilku minutach niezbyt forsownego marszu. Już od pierwszych chwil jak postawiłam łapy na piasku, powitała mnie morska bryza przepełniona zapachem oceanu.
- Tu chyba nie jest aż tak źle, co? - mruknęłam uśmiechnięta do równie zachwyconej suczki.
- Oczywiście, że nie - odparła. - Tu jest cudownie. Chodźmy do wody!
Collie nie czekała nawet na moją odpowiedź, tylko jak strzała pognała ku nadchodzącej fali. Ja z lekkim ociąganiem podążyłam jej śladami.
Smukłe łapy Angel przecięły pierwszy bałwan, który Pacyfik posłał ku nam. Ja pacnęłam kilka razy ogonem o mokry piasek, nim zdecydowałam się zamoczyć w chłodnej wodzie. Jakoś jednak przekonałam się, że pobyt w niej w co raz cieplejsze popołudnie jest całkiem przyjemny.
Relaksowałyśmy się tak do momentu, gdy jakiś mężczyzna ubrany w czarny strój, przypominający nieco garnitur, ale przetykany żółto-złotymi ornamentami, podbiegł do nas i zaczął gonić po plaży z czym przypominającym policyjną pałkę. Przez cały czas zastanawiałam się jednak, jak ów blondynowi nie było gorąco. "Garnitur" nie wyglądał bowiem na strój letni.
Zmęczone, lecz zadowolone, przemierzałyśmy nadmorski bulwar ciesząc nosy zapachem fast foodów. Jednak mimo wszystko jako psy, nie mogłyśmy kulturalnie podejść do lady i poprosić o cheeseburgera, ponieważ dość, że nie miałyśmy czym zapłacić, to człowiek zareagowałby paniką, na widok mówiących psów (jeżeli umiałyby mówić).
- Masz jakiś pomysł, gdzie mogłybyśmy się posilić, Angel? - zapytałam niechętnie.

<Angel?>

Nieobecność

Nasza Droga Lilith nie będzie obecna od dziś do dnia 14.03.2014. Wszelkie opowiadanie kierowane do niej zostaną przez nią później odpisane.

Od Lawliet C.D. Golden Leaf'a

- Nie da się przeoczyć - odfuknęłam. - Jak jednak mniemam, jaśnie pan nie zaszczyci mnie dźwiękiem swego imienia. Nie będę więc tracić czasu.
Postąpiłam krok w stronę chodnika, lecz wtedy golden retriever zdecydował mi odpowiedzieć.
- Golden Leaf - mruknął. W jego głosie nadal wyczuwalna była nuta irytacji oraz zmęczenia zaistniałą sytuacją.
Aby zrobić na złość Leaf'owi i jeszcze bardziej podnieść mu ciśnienie, wyciągnęłam się mniej więcej metr od niego i złośliwie przejechałam pazurami po brukowanym chodniku. Wydał on przy tym taki dźwięk, na który każdy zaciska zęby i chce jak najszybciej się oddalić.
Powoli ułożyłam pysk na łapach, pacnęłam kilkukrotnie ogonem o bujną trawę, która pojawiła się równie szybko jak niespodziewane wiosenne upały, po czym zasnęłam.
Gdy się obudziłam, poczułam się jak w piekarniku. Popołudniowe słońce wręcz paliło mój grzbiet, powodując przy tym niemały ból. Gwałtownie się podniosłam i rozejrzałam w poszukiwaniu ratunku. Mniej więcej pośrodku parku znajdowała się urocza fontanna, z której radośnie tryskała woda. Czym prędzej pognałam więc w jej kierunku.
Po wylądowaniu w chłodnej wodzie, rozbryzgując wodę na wszystkie strony, zostałam otoczona przez grono dzieci. Okazało się, że maluchy pozostawiwszy sandałki na chodniku, weszły do "źródełka" by nieco się ochłodzić. Zaczęły mnie głaskać, tarmosić za uszy, ogon i ciągnąć za łapy.
Kwadrans potem poczłapałam powolnie w suche miejsca. Następnie otrzepałam się i omiotłam wzrokiem okolicę. Ten utkwił na biszkoptowym, nieco złocistym kształcie spoczywającym w cieniu rozłożystego dębu.
- Cwaniak - mruknęłam. - Tak łatwo się mu jednak nie upiecze.
Truchtem podbiegłam do Golden Leaf'a i nerwowo opadłam obok niego. Mimo tego, że poszłam do wody po to by uciec przed słońcem, to teraz usiadłam w nieocienionym miejscu wystawiona na działanie promieni słonecznych.
Niedługo potem mokra sierść pozamieniała się w suche strąki w odcieniu mahoniu. Te połyskiwały, jakby pokryte były jakąś lepką mazią. Nie czułam się dobrze tak wyglądając, to też powstałam i zaczęłam się energicznie otrzepywać. Chwilę potem niechlujnie wyglądająca okrywa zamieniła się w puszyste oraz niebywale miękkie włosie.
Zauważyłam, że przez ten cały czas pies uważnie i z nutą zaciekawienia się mi przygląda. Westchnęłam więc, po czym wesołym tonem zaczęłam:
- Nigdy nie sądziłam, że wszystkie te moje procedery związane z czyszczeniem, są takie intrygujące.

<Golden?>

Od Golden Leaf'a

Siedziałem na moście i wpatrywałem się w fale, biegające po jeziorze niczym stado dzikich koni. Od czasu do czasu moczyłem łapy w przyjemnie chłodnej wodzie. Ryby podpływały i odpływały powoli, bez pośpiechu. Wszystko tutaj było takie jak ja - spokojne i jakby "nieżywe". Nagle nieruchomą taflę stawu, rozbił ogromny plusk. Przemoczony do suchej nitki odbiegłem kilka kroków. W jeziorze pływał w miarę duży collie.
- Co ty robisz? - zapytałem jednak szum zagłuszył mój głos
Zdenerwowałem się trochę.
- Co ty wyprawiasz!? - wydarłem się teraz na cały głos
<Axel?>

Od Gold'a

Niebo zasnute chmurami, zmieniało swój kolor z pięknego błękitu na ciemny granat. Ziemię oświetlały już tylko piękne gwiazdy i półokrągły księżyc. Cały świat spowiła cisza i spokój. Leżałem bezruchu koło Dębu. Byłem na prawdę szczęśliwy, że nikt mi nie przeszkadza. Rozłożyłem się na miękkiej, wiosennej trawie i całkowicie zrelaksowałem. Wyczuwałem tylko zapach pysznego, zajęczego mięsa które zakopałem nieopodal. Nagle, wszystkie moje zmysły wyczuły obecność innego stworzenia. Wstałem niemal bezszelestnie. To "coś" zbliżyło się do mnie. Wtedy wszystko przestało się liczyć. Ważny byłem tylko ja i "to". Usłyszałem warknięcie. Uspokoił mnie ten dźwięk - moim gościem musiał być pies. Po smukłej sylwetce i dumnej postawie rozpoznałem border colliego. Była to młoda suczka, średniej wielkości. Jej sierść była nastroszona, a białe kły błyszczały w ponurym świetle nocy. Nie zamierzałem atakować- bo i po co? Suka była młodsza, więc słabsza. Gdyby się na mnie rzuciła, bez problemu obroniłbym się. Postawiłem uszy czekając na jej ruch. Wtedy znacznie się uspokoiła. Co prawda, nie byłem zbyt pocieszony tym, że naruszyła mój teren ale cóż.... Nie miałem ochoty na walki, bójki, sprzeczki itp.
- Kim jesteś? - spytałem patrząc jej w oczy
Uważnie śledziłem wszystko co robiła, każdy ruch. Była zmieszana lecz mimo to, stale gotowa na wszystko.
-Caprice. - powiedziała cicho i nieufnie
Spodziewałem się tego samego pytania z jej strony, ale się myliłem - rozmowa skończyła się na słowach "Caprice".
<Capri?>

poniedziałek, 10 marca 2014

Od Yoshi C.D Gold


- Przepraszam, ale czasem już tak mam - odezwałam się tym razem już łagodniej
- Nic nie szkodzi - mruknął
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie
- Masz racje, ładna dziś pogoda - powiedziałam tym razem już łagodniej -Może chcesz się przejść?
<Gold? Przepraszam, że tak krótko>

Od Golden Leaf'a

Siedziałem na moście i wpatrywałem się w fale, biegające po jeziorze niczym stado dzikich koni. Od czasu do czasu moczyłem łapy w przyjemnie chłodnej wodzie. Ryby podpływały i odpływały powoli, bez pośpiechu. Wszystko tutaj było takie jak ja - spokojne i jakby "nieżywe". Nagle nieruchomą taflę stawu, rozbił ogromny plusk. Przemoczony do suchej nitki odbiegłem kilka kroków. W jeziorze pływał w miarę duży collie.
- Co ty robisz? - zapytałem jednak szum zagłuszył mój głos
Zdenerwowałem się trochę.
- Co ty wyprawiasz!? - wydarłem się teraz na cały głos
<Axel?>

Od Gold'a

Niebo zasnute chmurami, zmieniało swój kolor z pięknego błękitu na ciemny granat. Ziemię oświetlały już tylko piękne gwiazdy i półogrągły księżyc. Cały świat spowiła cisza i spokój. Leżałem bezruchu koło Dębu. Byłem na prawdę szczęśliwy, że nikt mi nie przeszkadza. Rozłożyłem się na miękkiej, wiosennej trawie i całkowicie zrelaksowałem. Wyczuwałem tylko zapach pysznego, zajęczego mięsa które zakopałem nieopodal. Nagle, wszystkie moje zmysły wyczuły obecność innego stworzenia. Wstałem niemal bezszelestnie. To "coś" zbliżyło się do mnie. Wtedy wszystko przestało się liczyć. Ważny byłem tylko ja i "to". Usłyszałem warknięcie. Uspokoił mnie ten dźwięk - moim gościem musiał być pies. Po smukłej sylwetce i dumnej postawie rozpoznałem border colliego. Była to młoda suczka, średniej wielkości. Jej sierść była nastroszona, a białe kły błyszczały w ponurym świetle nocy. Nie zamierzałem atakować- bo i po co? Suka była młodsza, więc słabsza. Gdyby się na mnie rzuciła, bez problemu obroniłbym się. Postawiłem uszy czekając na jej ruch. Wtedy znacznie się uspokoiła. Co prawda, nie byłem zbyt pocieszony tym, że naruszyła mój teren ale cóż.... Nie miałem ochoty na walki, bójki, sprzeczki itp.
- Kim jesteś? - spytałem patrząc jej w oczy
Uważnie śledziłem wszystko co robiła, każdy ruch. Była zmieszana lecz mimo to, stale gotowa na wszystko.
-Caprice. - powiedziała cicho i nieufnie
Spodziewałem się tego samego pytania z jej strony, ale się myliłem - rozmowa skończyła się na słowach "Caprice".
<Capri?>

niedziela, 9 marca 2014

Od Gold'a

Przechadzałem się po łące gdy nagle usłyszałem jakieś głosy. Zatrzymałem się i począłem węszyć. Wyczułem zapach człowieka i jakiejś suczki. Podszedłem nieco bliżej. Spostrzegłem przez krzaki, że suczka aportuje. Wybiegłem z kryjówki.
- Hej mały! - powiedziała kobieta która stała nieopodal
Szczeknąłem ostrzegawczo. Człowiek wyciągnął rękę w moim kierunku. Kłapnąłem szczękami przed nią. Golden retriever warknął i skoczył na mnie. To była Mika. Ness opowiadała mi o niej. Była starsza, najprawdopodobniej też silniejsza. Zaczęliśmy się gryźć. W końcu udało mi się wstać. Teraz to ja górowałem nad nią. Patrzyłem jej prosto w oczy.
Zeskoczyłem i stanąłem w miejscu. Rzuciłem się na właścicielkę Miki ze strachu, nie miałem złych zamiarów.
- Zwariowałeś!? - zawarczała
- A ty to co!? -
<Mika?>

Od Leaf'a

Słońce chyliło się już ku zachodowi. Nadal rozpierała mnie energia. Biegałem jak najmłodszy szczeniak w sforze. Nagle przede mną ''wyrosła'' jakaś suczka. Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
- Ja jestem Yoshi. - rzekła
- Mnie zwą Leaf. - odpowiedziałem szybko
Trzeba było przyznać, że suczka była całkiem ładna.
- Ładna pogoda, nie? - zagadnąłem nie znajdując innych tematów do rozmowy
- Pogoda? Ostatni temat na który wpadłeś? - powiedziała z wyrzutem
Cofnąłem się trochę. Suczka próbowała mnie zdominować. A ja oczywiście pozwoliłem jej na to...
- Przepraszam? -
Westchnąłem. Podporządkowałem się młodszej ode mnie suczce. Znakomicie!
- Dumna z siebie jesteś? - warknąłem niezadowolony
- A żebyś wiedział! -
Nasza rozmowa nie kleiła się za bardzo. Tylko się kłóciliśmy...
<Yoshi?>

Od Leaf'a

Spacerowałem z Nessie po terenach sfory gdy nagle zza krzaków wybiegł jakiś pies. Był dość duży i miał puszystą sierść.
- Breso! Dawno Cię nie widziałam! - powiedziała Renesmee
- Cześć! Kim jest Twój przyjaciel? - zapytał z podejrzanym spojrzeniem
- To Leaf. - odpowiedziała
- Golden Leaf. - poprawiłem ją
Pies wydawał się nieufny w stosunku do mnie.
-Idziemy już? - zmieniłem nagle temat
- Lepiej będzie, jak się poznacie. -
Popatrzyłem na nią z wyrzutem. Suczka odbiegła od nas.
- Co tam? - spytał już bardziej przyjacielsko
- Nic. A co u Ciebie? -
<Breso?>

Od Golden Leaf'a

Jak zwykle rano, o 9. 30 kończyłem swój lunch. Zajadałem się pysznym sarnim mięsem. Wsłuchiwałem się w piękny śpiew ptaków. Westchnąłem i rozłożyłem się na pachnącej naturą trawie. I nagle usłyszałem kroki. Zdążyłem się już przyzwyczaić... Od kilku dni, zawsze ktoś chce mnie poznać... Podniosłem łeb. Wow... Tym razem owczarek szwajcarski. 3 letni pies.
- Golden Leaf jestem. - powiedziałem nie czekając nawet na jego pytanie
Wstałem i podszedłem bliżej.
- A ty to...? - zapytałem
- Jared. - rzekł
Nie miałem ochoty na nowe znajomości, więc po tej krótkiej wymianie zdań, odwróciłem się i ruszyłem wolnym krokiem w kierunku polany.
- Poczekaj! - krzyknął
Z wyraźną niechęcią zatrzymałem się.
<Jared?>

Od Gold'a

Kiedy ostatnio widziałem się z Ness, dowiedziałem się, że ma brata. Postanowiłem go poznać. Pobiegłem więc do Alfy.
- Hej, Nessie! - krzyknąłem
- Hej, Gold! Miło Cię widzieć. - odpowiedziała z promiennym uśmiechem - Co Cię sprowadza? - dodała, nie mniej urokliwie
- Z chęcią poznam Twojego brata. Wiesz może gdzie teraz jest? - spytałem
- Jasne. Idź nad staw. Na pewno go znajdziesz! - zapewniła
Odbiegłem równie prędko, jak się zjawiłem. Zgodnie z radą Renesmee, udałem się nad bajorko. Rzeczywiście, od razu gdy tam zawitałem, spostrzegłem golden retrievera wylegującego się na brzegu. Widać było, że wyczuł mnie dość szybko.
-Cześć. Ty jesteś Jack? - spytałem
- Owszem. - odrzekł oschle
Byłem niemal "porażony" jego obojętnością. W ogóle nie był podobny do swojej siostry. Podszedłem bliżej. Położyłem się obok niego. Razem wpatrywaliśmy się w piękne fale poruszające się wolno po ogromnym jeziorze. Nagle pies odwrócił się w drugą stronę i wstał. Chyba chciał coś powiedzieć...
<Jack?>

Od Leaf'a

Leżałem pod drzewem. Rozłożyste gałęzie chroniły mnie przed palącym słońcem. Nie widziałem żadnego psa od samego rana. Gdzie wszyscy się podziali? Oczywiście nie doskwierała mi samotność, zastanawiałem się tylko gdzie wszyscy są. Nagle, jak na rozkaz zjawiła się jakaś suczka. Westchnąłem nie zadowolony.
- Kim jesteś? - zapytałem nie oczekując odpowiedzi
Jak zresztą się zorientowałem, ani ja, ani ona nie byliśmy skłonni do przyjaźni.
- Lawilet. - w końcu przemówiła
-Wow... - burknąłem - Co za zaszczyt! -
Lawilet warknęła poruszona.
- A ty? -
Uśmiechnąłem się powoli.
-Hmm... Psem jestem, niezbyt szczęśliwym, że jakaś suka zakłóca mu spokój. -
<Lawilet?>

Od Leaf'a

Gdy biegałem po polanie, niczym nie zmąconą ciszę, przerwały ciche kroki. Naturalnie przystanąłem i zacząłem się rozglądać. Zobaczyłem niewielką suczkę, stojącą niemal pode mną.
-Cześć! - powiedziała patrząc w górę
Ja, żeby dobrze ją widzieć musiałem schylić łeb na dół....
- Hej... - rzekłem niepewnie
- Jestem Angel. A ty...? - nadal prowadziła rozmowę
- Leaf, a dokładniej Golden Leaf. - odpowiedziałem
Usiadłem. Przyglądałem się dokładnie suczce. Jej pysk rozjaśnił uśmiech.
<Angel?>

Od Gold'a C.D. Reensmee

Powoli odwróciłem łeb w jej stronę. Ness patrzyła na mnie z opiekuńczym wyrazem pyska.
- Nie chcę być dla Ciebie ciężarem... - westchnąłem
Przysiadłem na trawie. Po chwili suczka zrobiła to samo. Z jednej strony pragnąłem znów mieć kochającego właściciela, ale z drugiej... Miałem wrażenie, że będę szczęśliwy jako samotny pies. Pogrzebałem łapą w ziemi. Nadal patrzyłem na Renesmmee, a ona na mnie.
- Nie będziesz. - rzekła po chwili i podeszła do mnie
- Nawet mnie dobrze nie znasz! - powiedziałem nieco ostrzejszym tonem
Poczułem jak powoli opuszczają mnie siły. Byłem zmęczony całym, długim dniem. Łapy pode mną powoli osunęły się, a ja położyłem się na ziemi. Nessie zaczęła zachowywać się dziwnie... Opuściłem powieki. Byłem już niezwykle senny... Wtedy nagle wróciłem do "swojego świata". Zdałem sobie sprawę, że nie upadłem ze zmęczenia, lecz z głodu i pragnienia. Dla samotnego psa takie zasłabnięcie jest groźne... Dźwięki odbijały się od moich uszu, walczyłem z moją bezsilnością, ale na marne.
Całkowicie zamknąłem oczy. Szepnąłem jeszcze coś niezrozumiale, i popadłem w głęboki sen.
<Ness?>

Od Gold'a C.D. Naix'a

Patrzyłem na niego z dystansem. Pies nadal krążył wokół mnie. Robiłem to samo. Miałem przeczucie, że raczej się nie "dogadamy". Warknąłem głośno. Naix zatrzymał się. Stał w bezruchu, patrząc w moje oczy. Miałem ochotę się na niego rzucić. Tak, bez powodu... Wydawał mi się jakiś dziwny. Skoczyłem do przodu i kłapnąłem zębami przed jego pyskiem. Retriever położył uszu po sobie. Skomląc, szybko cofnął się niemal lądując na ziemi. Był mocno przestraszony moim zachowaniem. Podkulił ogon i spuścił łeb na znak uległości. Zdawałem sobie sprawę z tego, iż jestem silniejszy i mądrzejszy od mego przeciwnika. Ruszyłem więc ponownie do ataku. Oczywiście, nie chciałem go zranić. Moim celem było jedynie wystraszenie go. Porządnie się rozpędził i zatrzymałem, niemal depcząc po młodszym psie. Po chwili "ataków" opanowałem się. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem co we mnie wstąpiło. Czyżby Stary Ja z przeszłości wrócił?
<Naix?>

Od Renesmee C.D. Gold'a

Podniosłam się i pobiegłam za psem.
-Gold, nie odchodź. Co się stało? - zapytałam. Z początku Gold wydawał się być nieuległy i nawet nie spojrzał w moją stronę, ale w końcu...
-Ty masz dom, rodzinę. Możesz liczyć na pomoc swojej właścicielki, ja tego prawie nigdy nie zaznałam. Tylko w młodości...Lecz nie chcę o tym mówić. - ostatnie słowa z trudem przeszły mu przez gardło. Zrozumiałam, że Gold jest po ciężkich przeżyciach, które wiele zadecydowały w jego życiu.
-Gold, ja...Ja nie wiem nic co wydarzyło się zanim do nas dołączyłeś, ale mimo wszystko pragnę ci pomóc - oświadczyłam z delikatnym uśmiechem.
-Nie cofniemy czasu...- burknął z opuszczonym łbem
-Wiem o tym bardzo dobrze - rzekłam z powagą. Nie tylko Gold przebrnął przez trudne chwile w swoim życiu, doskonale go rozumiem. Wiem, że mój przypadek nie jest jedyny i inne mogą być jeszcze bardziej tragiczne. -Mówiłeś coś o właścicielu...Wiesz, ja mogę...Znaczy jeśli ty chcesz...To Cler, moja właścicielka z chęcią ci pomoże i zaopiekuje się tobą.

<Gold?>

Lawiet zmieniła wygląd!

Teraz nasza Lawiet wygląda tak:

Od Gold'a C.D. Renesmee

Skończyliśmy naszą "kłótnię" przewracając się i skacząc na siebie. W końcu padliśmy wyczerpani na ziemie. Przez chwilę otoczyła nas cisza...
- Ness? -
- Tak, Gold? - powiedziała dysząc ciężko
- Jak to jest być... Jak to jest, mieć właściciela? - spytałem
Zaskoczyło ją moje pytanie. Po chwili wstałem.
- Nie ważne... - wybełkotałem
Nie żegnając się z nią, ruszyłem przed siebie. Suczka leżała pod drzewem i patrzyła jak znikam w świetle popołudniowego słońca...
<Renesmee?>

sobota, 8 marca 2014

Informacje

Nasz Naix (Safira00) będzie nieobecny do dnia 16.03.2014. Wszelkie opowiadania do niego zostaną odpisane później.

Luna (Yasmine) nas opuściła. Żegnamy się z nią i życzymy szczęścia poza sforą.

Od Angel C.D. Lawliet

Wydawało mi się, że Lawliet nie chce żebym tu była, ale mnie tak łatwo się nie pozbędzie. Szłam za nią, aż wreszcie dotarłyśmy do restauracji. Lawliet poszła pod drzwi na zaplecze, po czym zaszczekała donośnie. Po chwili drzwi otworzyły się i wyszedł z nich chłopak, pogłaskał Lawliet i zostawił trochę jakiegoś mięsa. Ja nie chciałam jeść. Suczka zjadła.
-To co robimy?- zapytałam.
-Siedzimy.-odpowiedziała Lawliet, dokładnie opisując to, co właśnie robiłyśmy.
-Co będziemy robić? Berek na przykład?-pytałam z nadzieją, że suczka zechce się pobawić w berka.

<Lawliet? Wena mnie opuściła.>

Od Naix'a C.D. Lawliet

- Nie będę pytał. - obiecałem z uśmiechem, który ona również odwzajemniła.
Jednak nie miałem pomysłu co dziś można porobić. Przysiadłem, więc na zadzie i spojrzałem w niebo:
- Hmm...
- Co jest?
- Właśnie nie wiem. Zero pomysłów, chęci i uśmiechu. - westchnąłem po czym dodałem z uśmiechem. - Może masz jakąś recepte na tą chorobe?

< L? >

wtorek, 4 marca 2014

Od Renesmee C.D. Rose

Zmierzyłam ją wzrokiem z iskierką ciekawości w oczach.
-Od dawna tu jesteś? - zapytałam chcąc od czegoś zacząć rozmowę
-Od niedawna - odparła - To bardzo przyjemna okolica.
-Nie zaprzeczę. Poznałaś już kogoś?
-Em, nie za bardzo. Nie znam właściwie nikogo - wyznała z odczuwalną nutą goryczy w głosie.
-Rozumiem, ale to szybko się zmieni. W okolicy jest sporo bardzo miłych i przyjaznych psów - oświadczyłam z szerokim uśmiechem
-To wspaniale!

<Rose? Zanik weny :C>

poniedziałek, 3 marca 2014

Od Rose

Dzień wstał, w szybę już świeciło słońce i promykami muskało mój pyszczek. Pani już wstała i krzątała się w kuchni.Wstałam ze swoje posłania i przez uchylone drzwi na taras wybiegłam na dwór. Skierowałam się w stronę stajni.Wesoło zaszczekałam na powitanie Mice i Hugowi.Oni odpowiedzieli rżeniem. Oczywiście przez tyle lat zdołałam się porozumiewać z nimi naszym zwierzęcym językiem.Podeszłam do Miki, ona wychyliła łeb z boksu i ciepłym powietrzem lekko prychnęła na mnie.
-Cześć
-Hej Rose, wyspana?
-ooo... i to w 100%! Te miejsce jest wspaniałe dobrze mi służy.A wam jak się tu podoba?
-Jest tu naprawdę świetnie
-mmmm... a jaka trawa dobra
Nagle usłyszałam nawoływanie Olivi.
-O muszę na chwilkę lecieć Olivia woła mnie na śniadanie.
Wybiegłam ze stajni i pobiegłam do czekającej na tarasie pani.Ona uśmiechnęła się i po chwili razem weszłyśmy do środka i poszłyśmy do kuchni.
-Co Rose poszłaś się przywitać z twoimi końskimi przyjaciółmi
Ja na potwierdzenie odszczekałam.Pogłaskała mnie przyjaźnie i poszła po moje jedzenie. W swojej misce dostałam przepyszne śniadanko, lekkie mięso drobiowe z warzywami i sosem. Z apetytem zjadłam wszyściutko wylizując miskę.
-Rose zaczekaj tu spokojnie, a ja idę się przebrać.Co powiesz na wspólne pogalopowanie?
Oczywiście byłam ucieszona tą wieścią, kocham nasze spacery.Wygodnie położyłam się na kanapie i przez ten czas postanowiłam się po wylegiwać.Minęła parę minut nim Olivia się zebrała i poszłyśmy do stajni.Osiodłała Mike, a Hugo będzie biegł obok Miki.Po przygotowaniu ruszyliśmy dróżką, a później galopem po łąkach. Rześkie powietrze, słoneczko i my.Nasz spacer był bardzo przyjemny i dobry by rozprostować nogi. Po wróceniu do domu, konie powędrowały na padok, a ja postanowiłam się gdzieś wybrać. Moim znakiem poinformowałam Olivie, że chce gdzieś iść.
-No dobrze, już dobrze. Możesz iść Rose, tylko nie wracaj za późno.
Wybiegłam i ruszyłam w stronę parku. Po przejściu alei napotkałam się na jakąś suczkę. Podeszłam do niej.
-hej jestem Rose
-cześć ja jestem Renessme

(Renessme?)

niedziela, 2 marca 2014

Od Renesmee C.D. Lilith

Obrzuciłyśmy spojrzeniem ogromne zjeżdżalnie, oraz te najmniejsze.
-To która najpierw? - zapytałam mierząc wzrokiem największą ze wszystkich. Kolorową z mnóstwem zawijasów, skrętów, spadów i podjazdów.
-Hmm...może zacznijmy od tej tam? - zaproponowała Lilith wskazując na niczego sobie żółtą zjeżdżalnie.
-Zgoda. - powiedziałam i po chwili ruszyłyśmy do niej. Zjeżdżalnia okazała się genialną atrakcją. Z obu jej stron wystrzeliwały małe piłeczki plażowe z kolorową wodą. Za każdym zjazdem zabawa była tak samo doskonała. Słońce dziś wyjątkowo grzało więc wizyta w parku wodnym była strzałem w dziesiątkę. W końcu zrezygnowałyśmy z żółtej zjeżdżalni. Przechadzając się obok innych rozmawiałyśmy o różnych sprawach.
-Bardzo fajnie, że przeprowadziłaś się właśnie tu. - oświadczyłam zerkając na wiele atrakcji.
-Też się cieszę - Lilith uśmiechnęła się od ucha do ucha - O! Co powiesz na tą wielką rurę? - zapytała wychwytując ogromną zjeżdżalnie. Prawie dorównywała tej największej. Gdy się na nią popatrzyło można było dostrzec wodę i małe rybki pływające w prześwitujących ściankach rury - zjeżdżalni.
-Jest świetna! - wykrzyknęłam i obie pobiegłyśmy do niej.
<Lilith?>

Od Renesmee C.D. Jack'a

No wiesz! - obruszyłam się patrząc na Jack'a spode łba.
-No co? - zaśmiał się jak gdyby nigdy nic
-Nie zamierzam nikogo "wyrywać"! - powiedziałam ruszając ku morzu. - Odezwał się pan mówiący do swojego odbicia "Jesteś mym skarbem"!
-Wcale tak nie mówię! No weź, żartowałem - podbiegł do mnie. Co prawda Jack nie był mocny w przeprosinach, ale w końcu muszę mu wybaczyć.
-No dobra...Ale bez żadnych takich głupich kwestii - ostrzegłam go, a on tylko kiwnął głową.
-To co robimy? - zapytał. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, a przy mnie i Jack'u pojawiło się grono małych dzieci.
-Masz swoją odpowiedź - zaśmiałam się. Jack nie przepadał za dziećmi, a bynajmniej takimi, które wieszając mu się  na szyi i szarpią uszy. Akurat jeden chłopiec wdrapał mu się na grzbiet, chwycił w swoje lepkie rączki sierść Jack'a i zaczął uderzać jedną z nich w jego głowę krzycząc "Wio koiku! Wio!"
-Wredny dzieciak - warknął i usiadł, a chłopiec ześlizgnął się z jego grzbietu.
-Koik zły! Bzydki koik! - dziecko nie zamierzało przestać i szarpnęło kilkakrotnie Jack'a za ogon.
-No nie, tego już za wiele! - pies odwrócił się i obnażył kły warcząc na swojego małego przeciwnika.
-ZŁY KOIK! - ignorując poczynania Jack'a chłopczyk uderzył go plastikową łopatką w nos. Jack kłapnął pyskiem, ale w porę zainterweniowałam i szybko odciągnęłam malca od Jack'a. Dokładnie sekundę po tym nadbiegła mama dziecka. Wzięła swoją pociechę na ręce i zaczęła coś tam mu tłumaczyć "Nie drażni się zwierzątek..."

<Jack? xD>

Od Renesmee C. D.Gold'a

Gdy pies mnie dogonił oboje zwolniliśmy bieg.
-Szybki jesteś - powiedziałam nie kryjąc podziwu.
-Dzięki, miło słyszeć - uśmiechnął się delikatnie. Widać było, że Gold przyjmuje komplementy, ale jest skromnym czworonogiem. To bardzo godna postawa.
-Ależ nie ma za co. Mówię jak jest - zaśmiałam się kontynuując tym samym miłą rozmowę.
-Ty też jesteś całkiem niezła. Jak na dziewczynę - prychnął szturchając mnie lekko w bok.
-Uważasz, że to ma jakieś znaczenie? - zapytałam nieco zbita z tropu
-Nie, nie chodzi mi o to, że jesteśmy lepsi. Po prostu większość wyścigów z dziewczynami wygrywałem - pochwalił się unosząc dumnie głowę i ogon.
-Ach tak. Większość czyli? - dopytywałam się z zadziornym uśmiechem
-Hmm...siedem na dziesięć...? Jakoś tak. - odparłam niedbale.
-Najwidoczniej musisz zmierzyć się z chartem - zaśmiałam się
-Hmm...nie najgorszy pomysł...
-Wątpię żeby twoja dobra passa wyścigowa pomogła ci w wyścigu z takim przeciwnikiem - stwierdziłam pewna siebie.
-Niby czemu? To nie passa, to taktyka - odparł tonem znawcy wszystkiego
-Aha, a ja jestem królową - przewróciłam oczyma z cieniem uśmiechu
-Nie porównuj rzeczy niemożliwych do moich szczerych umiejętności! - zaśmiał się, a ja szarpnęłam go lekko za ucho w ramach rewanżu.

<Gold?>

sobota, 1 marca 2014

Od Lawliet C.D. Naix'a

- Miałbyś ochotę jutro po południu się ze mną spotkać? – zapytałam go nieco niepewnie. – Nudzę się, a poza tym nie mam nikogo z kim mogłabym się powłóczyć po mieście. – dodałam szybko.
Naix uśmiechnął się.
- Nie mam nic przeciwko. W takim razie do zobaczenia – powiedział i znikł na schodach wtapiając się w ciemność.
Ułożyłam się wygodnie na kocu i nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. Miałam bardzo dziwne sny i kilkakrotnie budziłam się w nocy cała zlana potem.
Obudziłam się stosunkowo wcześnie. Była może godzina siódma rano. Przeciągnęłam się więc porządnie i zeszłam na dół starego domu. Jak zwykle panował tam półmrok, a w powietrzu unosiło się ponad milion pyłków kurzu.
Po wyjściu na dwór okazało się, że słońce przygrzewa i mimo zalegającego na chodnikach śniegu, nie czuło się aż tak bardzo chłodu.
Błądziłam uliczkami miasta aż do późnego popołudnia. W międzyczasie przekąsiłam kawałek czekolady wyrwanej ośmiolatkowi z ręki i dwa cukierki z nadzieniem toffi.
Gdy wreszcie nadeszła godzina spotkania się z retrieverem, radosnym truchtem zaczęłam zmierzać ku parkowi. Czułam jak wręcz emanuję radością i wesołością, choć niezbyt wiedziałam skąd się one brały.
Pies leżał wyciągnięty na obramowaniu (szczerze mówiąc, nie wiem jak się to nazywa) fontanny i przyglądał się jak zwykle „biesiadującym” na placu zabaw dzieciom.
- Hej – przywitałam go. – Jakieś plany na dzisiaj?
Ten nieco się zdziwił moim dzisiejszym humorem.
- Nie pytaj czemu jestem taka wesoła – zaśmiałam się.

< Naix?>

Nowy Właściciel !

Imię i Nazwisko: Catherine Florence
Psy, którymi się opiekuje: Lilith
Autor: marciszka 

Od Lilith C.D Renesmee

Mój wzrok padł na dosyć spory basen, ze zjeżdżalnią. Przeniosłam go na okrągły basen w kształcie pierścienia, w którym był prąd. Następnie był basen „z falą”. Znajdowało się w nim kilka, kilkanaście psów wraz ze swoimi właścicielami. Był tam między innymi ogromny dog niemiecki oraz maleńka Chihuahua w różowiutkim kole. Wyglądało to dosyć zabawnie.
- Może … - zaczęłam niepewnie. – Może ten basen z prądem? – rzuciłam. Suczka kiwnęła głową. Chwilę później znajdowałam się w wodzie. Była dosyć ciepła. Prąd nie był zbytnio szybkim, tak że dawało się radę płynąć pod prąd, ale nie należało to do łatwych. Woda pchała wszystko i wszystkich, prawie nie trzeba było ruszać łapami. Po jakimś czasie, zaczęło mi się trochę nudzić. Ileż, można pływać w tą i z powrotem.
- A może teraz coś innego? – zapytałam.
- W porządku – powiedziała Ness.
Dokończyłyśmy „kółko” i wyszłyśmy na brzeg. Suczka otrzepała się. Ja uczyniłam to samo.
- To co teraz?
- Hmm… Może zjeżdżalnie? – zaproponowała.
- Dobrze.
Skierowałyśmy się ku zjeżdżalniom. Pod sufitem biegło kilka kolorowych rur. Co jakiś czas, widać było cień, jadącego psa wraz z właścicielem.
(Renesmee?)